King’s Man. Pierwsza Misja
Proszę Państwa nie sądziłem, że producenci masowej rozrywki jeszcze są w stanie mnie w jakiś sposób zaskoczyć. A jednak stało się i jest to dobra wiadomość – po pierwsze dla mnie, mam po co chodzić do kina, co oglądać w globalnym streamingu.
Tym razem zaskoczyli mnie twórcy kolejnego filmu z cyklu King’s Man. Podtytuł to „Pierwsza misja”. Wiemy jak to jest, mamy do czynienia z serialem kinowym, podobną akcją , aktorami łączącymi całość, tak by to miało jakiś sens. Czyli filmy muszą być dosyć podobne do siebie i są, ale nie ma nic złego w tym agenturalnym universum. Wiadomo, dobro walczy ze złem, czasem wygrywa, czasem nie, kontynuacje są konieczne.
Tym razem mamy połączenie trzech gatunków: komedii, filmu akcji i poważnego kina, nie zawsze coś takiego się udaje. W przypadku „Pierwszej misji” prawie się udało. Bo scenariusz był – jest niezły, aktorzy wyśmienici: Ralph Fiennes – klasa sama w sobie, Gemma Arterton, Tom Hollander – w trzech rolach – poradził sobie i Rhys Ifans (gdybyście zapomnieli Spike z „Notting Hill”) – nieco groteskowy, ale do przyjęcia. Tempo mogło być lepsze, dłużyzny zabijają sensacyjne kino. No i jeszcze temat – wyjątkowo trudny do realizacji – Wielka Wojna czyli I wojna światowa, początek wojny, jej przebieg i zakończenie. Jak wspomniałem, Wielka Wojna na ekranie jest wielkim wyzwaniem, ale czasem się udaje. Przypomnijmy sobie ostatnią ekranizację „Na Zachodzie bez zmian” – wyszło jak trzeba i może będzie Oscar, trzymam kciuki.
W tym przypadku chodzi o powstrzymanie światowych tyranów przed doprowadzeniem do zbiorowego morderstwa, jakim była i jest każda wojna. Wiemy, jak potoczyła się historia i jakie były losy Europy, ludzkości w wieku XX. A mogło być tak pięknie i spokojnie, niestety stało się inaczej. Obraz jest z gatunku – opisujemy spiskowe teorie historii świata, ale pokazujemy postaci historyczne: szaleniec – Rasputin, zabójca arcyksięcia Ferdynanda – Gavrilo Princip, Lenin, Stalin, Hitler, europejscy władcy i tak dalej. Jest to strawna opowieść i interpretacja historii ale trzeba być odrobinę przygotowanym do odbioru filmowego przekazu. Oglądając „Pierwszą misję” trzeba być skupionym i lubić historię a nie tylko sensację i zabawne pomysły producentów, których tu nie brakuje. To film zrealizowany z prawdziwym rozmachem, wydano sporo pieniędzy na jego produkcję i nie zmarnowano ich, są to nieźle ulokowane środki z nadzieją na przyszłość, czyli na kolejne obrazy z tego cyklu. Liczę na to, że przyszłość tego typu produkcji jest jasna i jeszcze nie raz nas miło zaskoczy.
„King’s Man. Pierwsza Misja” kino z widokiem na przyszłość.
Kinoman