Wspomnienia o polskich Habsburgach – wywiad z arcyksiężną Marią Krystyną
Przeczytałem wydany już jakiś czas temu wywiad rzekę Adama Tracza i Krzysztofa Błechy ze zmarłą w ubiegłym roku arcyksiężną Marią Krystyną von Habsburg, jedną z ostatnich przedstawicielek polskiej linii tego wielkiego rodu arystokratycznego.
Przed kilkunastu laty głośny był jej powrót do Polski, na rodzinny zamek w Żywcu. Wolę takie opowieści o prawdziwych ludziach niż prześciganie się w konceptach autorów tzw. „literatury pięknej”, która „piękną” bywa coraz rzadziej.
Habsburgowie to esencja europejskiej arystokracji, najpotężniejszy ród w nowożytnej historii. Wywodzą się ze Szwajcarii, z małej miejscowości nieopodal Zurichu, korzeniami sięgając X. wieku. Dzięki inteligencji, instynktowi politycznemu, udanym małżeństwom Habsburgowie przez długie wieki władali większą częścią naszego kontynentu, tworząc niezliczone dynastie królewskie i książęce. Z nich wywodzili się królowie Włoch, Hiszpanii, Węgier, Czech, austriacka linia cesarska z Franciszkiem Józefem na czele.
Habsburgiem zaręczona była Jadwiga, późniejsza królowa Polski, zanim poślubiła Jagiełłę. Z Habsburgów wywodziła się Elżbieta, żona Kazimierza Jagiellończyka, a więc habsburska krew płynęła także w naszym królu Zygmuncie Starym i jego synu Zygmuncie Auguście. Związki z Polską Habsburgowie przypieczętowali w wieku XIX, gdy od bankrutującej rodziny Wielopolskich kupili miasto Żywiec i jego okolice. Arcyksiążę Albrecht Habsburg, kuzyn panującego cesarza, postawił na nogi upadające majątki, stworzył nowoczesną gospodarkę leśną i założył słynny browar. Marka piwa żywieckiego do dziś jest jego najtrwalszym pomnikiem.
Księżna Maria Krystyna opowiada jednak najwięcej o swoim dziadku i rodzicach. Dziadek, Karol Stefan, admirał floty austro-węgierskiej, po przejęciu majątku w spadku, natychmiast zakochał się w polskiej kulturze. Jako pierwszy z Habsburgów płynnie władał naszym językiem, znał literaturę i muzykę. Choć historia potoczyła się inaczej, to jego właśnie w roku 1918., po odzyskaniu niepodległości, kreowano na króla odrodzonej Polski.
Rodzice księżnej, Karol Olbracht i szwedzka hrabina Alicja Ancarkrona, spokrewnieni z Radziwiłłami i Czartoryskimi, byli w dwudziestoleciu międzywojennym z pewnością najbardziej znaczącymi polskimi arystokratami i, mimo obcego pochodzenia, żarliwymi patriotami. Ojciec brał udział w wojnie bolszewickiej, później awansowano go do stopnia pułkownika. Po napaści Niemiec więziony i bity przez gestapo, co doprowadziło do paraliżu i częściowej utraty wzroku, nie chciał podpisać volkslisty, nawet za cenę zwrotu rodzinnego majątku i powrotu do zamku. Matka była żołnierzem AK, uczestniczyła w konspiracji na terenie Żywca. Bracia księżnej walczyli w polskich oddziałach na Zachodzie, jeden pod Narvikiem, drugi w dywizji pancernej generała Maczka.
Ciekawy był stosunek do Habsburgów władz komunistycznej Polski po wojnie. „Obywateli Habsburg” nie represjonowano tak, jak innych pozostałych w kraju arystokratów, choć oczywiście odebrano im majątek. Wyznaczono nawet jakieś głodowe renty, a Annie Krystynie, mimo pochodzenia, pozwolono studiować w Krakowie medycynę. Nie trwało to jednak długo. Nie mogąc znieść dusznej atmosfery i braku perspektyw, wyemigrowała wraz z matką i siostrą najpierw do Szwecji, potem do Szwajcarii. Władze nie stawiały przeszkód, zapewne w Warszawie ktoś głęboko odetchnął z ulgą.
Ciekawostką są opowieści arcyksiężnej o dzieciństwie w żywieckim zamku. Między bajki można tu włożyć stereotypy rozpieszczonych, samolubnych księżniczek. Dzieci dostawały po dwa złote kieszonkowego miesięcznie, miały niewiele zabawek, ubrania i buty musiały nosić aż do ich zniszczenia, młodsze po starszych. Z drugiej strony panowała jednak sztywna etykieta – surowe zasady zachowania, zakaz wychodzenia do miasta bez opieki, zakaz rozmów ze służbą, i, co najdotkliwsze, izolacja od rówieśników.
Za największy cud swojego życia arcyksiężna Anna Krystyna Habsburg uważała możliwość powrotu w roku 2001. na żywiecki zamek, swoiste zamknięcie się koła historii. Udało się to, mimo licznych trudności, za sprawą żywieckich władz i stowarzyszeń. Zamieszkała w pokojach na terenie dawnej kręgielni, otrzymywała 1200 złotych emerytury specjalnej.
Nie ma niczego bardziej fascynującego niż autentyczne życiorysy, nie tylko zresztą arystokratów i książąt. Najlepiej wymyślona akcja nigdy nie dorówna ludzkiemu losowi. Niech wstydzi się literatura!
Włodzimierz Kowalewski