Strona główna Radio Olsztyn
Posłuchaj
Pogoda
Olsztyn
DZIŚ: 6 °C pogoda dziś
JUTRO: 17 °C pogoda jutro
Logowanie
 

Edmund Niziurski

Edmund Niziurski

9. października w wieku 88 lat zmarł Edmund Niziurski. Dopiero po Jego śmierci z różnych stron posypały się komentarze jak wybitny był to pisarz, że ukształtował kilka pokoleń młodzieży, że trudno wyobrazić sobie polską literaturę bez niego. W tym tonie przemawiał nad grobem znany współczesny prozaik, ronili łzy felietoniści wysokonakładowych gazet. Niziurski to rzeczywiście fenomen; nie tylko w sensie artystycznym, ale też funkcjonowania w literackim światku i całej kulturze, bardzo odległego od dzisiejszego celebryctwa, lansu i efekciarstwa.

W latach 60. i 70. ubiegłego wieku, czasie młodości mojego pokolenia, był jednym z kilku najpopularniejszych polskich autorów, o nakładach książek idących w setki tysięcy. Należał także do wąskiego grona pisarzy w pełnym tego słowa znaczeniu zawodowych i niewątpliwie doskonale zarabiających – obok Chmielewskiej, Fiedlera, Nienackiego czy autora kryminałów Jerzego Edigey’a. W bibliotece dla dzieci przy ulicy Limanowskiego, do której przychodziłem przynajmniej raz w tygodniu, istniał oddzielny regał gromadzący liczne, najczęściej mocno sfatygowane egzemplarze „Sposobu na Alcybiadesa”, „Niewiarygodnych przygód Marka Piegusa” czy „Awantury w Niekłaju”. Wszyscy z zachwytem czytaliśmy Niziurskiego, chociaż nawet nie wiedzieliśmy, ile ma lat i jak wygląda. W tamtych czasach nie liczył się wizerunek. Notki bio i zdjęcia autorów rzadko umieszczano na skrzydełkach.

Edmund Niziurski zadebiutował podczas okupacji w słynnym, wydawanym przez Armię Krajową „Biuletynie Informacyjnym”. Po wojnie pracował jako dziennikarz, publikował opowiadania, pisał słuchowiska dla radia. Już wtedy stworzył w swoich tekstach szczególną odmianę sensacji zaprawionej groteską, co stało się charakterystyczne dla jego pisarskiego stylu. W prasie z początku lat 50-tych, bodajże mocno ideologicznym tygodniku „Żołnierz Polski”, znalazłem kiedyś cykl nowelek, których bohaterem był niejaki kapral Ksiuta, komiczna postać wzorowana na wojaku Szwejku, która jednak w chwili próby poważnieje i potrafi poświęcić się dla ojczyzny.

Mimo że Niziurski napisał kilka powieści kryminalnych i obyczajowych dla dorosłych czytelników, to o jego drodze twórczej zadecydował wielki sukces wydanej w roku 1954 „Księgi urwisów”. Mnóstwo w niej, co prawda, stalinowskiej propagandy: życie mieszkańców spokojnej wioski chce zakłócić imperialistyczny dywersant, bronią ich przed nim działacze ZMP, uświadamiając ludność co do jego niecnych celów. Ale postacie bohaterów, uczniów szóstej klasy są niezwykle realistyczne, język żywy, prawdziwe charaktery i konflikty. Zupełnie niepropagandowe jest też przesłanie tej powieści: w każdej życiowej sytuacji należy być porządnym człowiekiem, a ta „porządność” nie zależy od światopoglądu ani koloru legitymacji w kieszeni.

W ogóle bardzo wiele mówią książki Niziurskiego o sytuacji młodzieży w tamtych latach. Niektóre opowiadania rozgrywają się w domach dziecka dla powojennych sierot, pokazują, jak trzeba sobie radzić z wchodzeniem w dorosłe życie bez rodziców, jaka jest rola w życiu przyjaźni, lojalności wobec innych.

Niepowtarzalny jest język Niziurskiego. Oczywiście wszyscy wiemy, co oznaczają terminy „wielka kołomyja elementarna” albo „łódź dęta”, pamiętamy postacie o specyficznych nazwiskach: gangsterów Wieńczysława Nieszczególnego i Alberta Flasza, Marka Piegusa porwanego po to, żeby odrabiał lekcje za dzieci złodziei, Zasępę, Pędzla i Słabego, ponurego Zdeba, Cymeona Maksymalnego, wreszcie zakochanego boksera-poetę Wątłusza, recytującego przesławny wiersz:

Zachodzi słońce nad Wędzarnią krwawo, słychać Więckowskiej krzyk drobiu nieświeży…

Mimo ogromnego dorobku, kilkudziesięciu tytułów i siedmiu ekranizacji filmowych, Niziurski był pisarzem jakby… spoza życia literackiego. Nie otrzymał nigdy żadnej sensu stricte literackiej nagrody, choć honorowano go odznaczeniami państwowymi. Milczeli o nim krytycy, milczy większość opracowań na temat polskiej prozy, cicho było w mediach o jego spotkaniach autorskich.

Czy istnieją zatem u nas dwa rodzaje popularności artysty: ta natrętnie wpychana na papier i na ekrany przez krzykliwych publicystów i obok ta prawdziwa – wynikająca z fascynacji odbiorców?

Włodzimierz Kowalewski

Więcej w Kowalewski
NIKE ‘2013 dla Joanny Bator

Nagroda „Nike”, polski „literacki Nobel”, ma coraz gorszą prasę. Leszek Bugajski na stronie „Newsweeka” pisze: Było nie było, „Nike” to najpoważniejsza nagroda literacka w Polsce. Ale...

Zamknij
RadioOlsztynTV