Na Wielkanoc… do Wilna
Proszę Państwa jest kilka takich miejsc na świecie do, których wracam z prawdziwą przyjemnością a każda wizyta jest prawdziwą frajdą. W moim przypadku jednym z wielu miejsc jest Wilno na Litwie. Znam dosyć dobrze Wilno i jestem nim zauroczony.
Byłem w Wilnie parę razy i zawsze wyjeżdżałem z Wilna oczarowany. Byłem wiosną, tuż przed Wielkanocą i o tym pobycie chciałem opowiedzieć. Ale o tym za moment. Byłem także latem i jesienią, Wilno zawsze jest piękne. Ludzie mili, uprzejmi, pięknie mówią po polsku, hotele wygodne, zabytki zadbane, Mickiewicz i Miłosz jak zawsze na miejscu, zamek w Trokach majestatyczny, Matka Boska Ostrobramska, jak zawsze czekająca na wiernych no i Wzgórze Giedymina, to wszystko trzeba zobaczyć i to wielokrotnie, nie zapomniałem o Rossie to wizyta obowiązkowa dla każdego Polaka, koniecznie trzeba mieć kwiaty, ale miejscowi zadbają o nie gdybyśmy zapomnieli. Byłem w Wilnie w Niedzielę Palmową, proszę Państwa co za niezwykłe wydarzenie, kolory, śpiewy, potrawy, palmy, pogoda, uśmiechnięci ludzie, nastrój uniesienia i zabawy, byłem z dużą grupą Polaków i chyba wszyscy mieliśmy podobne odczucie, znaleźliśmy się we właściwym czasie we właściwym miejscu. Poczucie spokoju i gościnność Wilnian sprawiły, że po prostu poczułem się szczęśliwy i tak jakbym odnalazł samego siebie. To nie jest proste, dokładne sprecyzowanie ówczesnych moich odczuć. Ale cóż, piękne chwile, piękne miasto, piękni ludzie i spotkanie z historią Obojga Narodów. Robi wrażenie.
Kuchnia na Litwie jest różnorodna, ale smaczna, trochę czasem ciężka, nigdy nie zapomnę kołdunów i karaimskich pierogów nie mogłem się ich najeść, palce lizać, a napoje też mają interesujące, niecodzienne. Pogadałem z ludźmi, chętnie opowiadali o skomplikowanej historii miasta i kraju o sowieckiej przeszłości o przyszłości, która wtedy jeszcze była trochę niewiadomą, sporo rozmawialiśmy o wspólnej jakże różnej historii, niezwykle ciekawe i pouczające wspomnienia.
A kino litewskie… skromne, małe, festiwalowe dla miłośników kina psychologicznego, rozrachunkowego i etnicznego. Chyba największe wrażenie zrobił na mnie skromny film „Szron” z Vanessą Paradis, Weroniką Rosati i Andrzejem Chyrą, to rzecz o wojnie na Ukrainie, film o szaleństwie i śmierci, warto zobaczyć.
Oczywiście, nikt nigdzie nie pojedzie, bo mamy tę okropną epidemię, ale kiedyś znowu z prawdziwą przyjemnością pojadę do Wilna by sprawdzić co się zmieniło i czy wszystko jest na miejscu i czy miałem rację zajadając karaimskimi, pieczonymi pierożkami.
Wszystkiego dobrego, zdrowia.
Kinoman