Listy do M.
Kolejne „Listy do M.” trafiły do nas, czyli odbiorców – kinomanów i miłośników tego filmowego cyklu. Moim zdaniem jest to najlepszy cykl filmowy, jaki ostatnio powstał w naszym kraju. Zdecydowanie jeden z najlepszych w Europie i jeśli chodzi o filmy świąteczne o wiele lepszy od większości amerykańskich świątecznych komedii romantycznych – jestem o tym absolutnie przekonany.
„Listy do M.” filmowo towarzyszą nam od lat i niezmiennie nas bawią i wzruszają. Przez pięć filmowych odcinków przewinęły się dziesiątki najlepszych polskich aktorów od Maćka Stuhra poprzez Piotra Adamczyka do Wojtka Malajkata czy Czarka Pazury. Część z nich towarzyszy nam po dzień dzisiejszy, po pierwsze z niezawodnym Tomkiem Karolakiem, wspaniałym duetem Agnieszka Dygant – Piotr Adamczyk, czy jak zawsze fantastycznym Wojtkiem Malajkatem.
Bohaterowie „Listów” zmieniają się, ale tradycyjnie jest to za każdą odsłoną opowieść o miłości, życiu, tradycji i jak wiemy o świętach Bożego Narodzenia. W kolejnym odcinku są nowi i starzy bohaterowie, wśród nowych – informuję miłośników talentu Marii Dębskiej – pojawiła się fajna postać właśnie stworzona przez panią Marię. Natomiast zwolenników talentu i ekspresji Agnieszki Dygant uspakajam – charakterystyczne zdanie wypowiadane w różnych wariantach przez panią Agnieszkę pojawia się bardzo ekspresyjnej formie.
Cykl ten traktujemy, tak to odbieram – jak spotkanie z przyjaciółmi i dalszą rodziną niewidzianą od pewnego czasu. Seria jest znakomicie skomponowana i co najważniejsze – kolejne filmy nie są kalką poprzednich, zawsze pięknie pokazana jest Warszawa i jej okolice oraz ten świąteczny czas przygotowań i cóż – trzeba to przyznać – wzmożonych zakupów, które solidnie wpływają na naszą kondycję finansową. Cały cykl ma solidnie uniwersalny wymiar i jest to po prostu dobre kino o dobrych ludziach – nie zawsze wszystkich uczciwych tak do końca – ale w sumie dobrych i sympatycznych przyjaciołach domu. Do tego mamy znakomitą oprawę muzyczną i opowieść, do której najzwyczajniej w świecie lubimy wracać, zwłaszcza w okresie świątecznym. I jestem przekonany, że jeśli nic złego się nie wydarzy, to „Listy” będą nam towarzyszyć do końca świata – taką mam nadzieją. Wymarzonych Świąt i pogody ducha.
Kinoman