„Rozmowa z Botem” Piotra Sendera
Czy można jeszcze ocalić mainstreamowy, artystyczny nurt naszej literatury przed naporem kryminałów, romansów, naciąganych fikcji historycznych i komercyjnych obyczajówek? One lansują własne wielkości, zawłaszczają coraz większe obszary rynku, ich krzykliwe okładki kuszą wzrok. Czytelnik, szukający głębszych przeżyć musi coraz mocniej się natrudzić, żeby znaleźć coś odpowiedniego dla siebie.
W ambitnym, artystycznym nurcie stara się utrzymać Piotr Sender, urodzony w roku 1990. jeden z najmłodszych polskich prozaików, znany już z głośnej kilka lat temu powieści „Pan Bóg nosi dres”. Ostatnio ukazała się jego kolejna, trzecia książka – „Rozmowa z Botem”.
Sender nie skłania się ku modnym eksperymentom, pozostaje pisarzem-realistą, upatrując pola ekspresji w czytelnej akcji, odtwarzaniu dzisiejszego języka i obserwacji ludzkich charakterów. Udaje mu się to znakomicie, bo ma wyostrzone zmysły rasowego prozaika. Pokazać wnętrze współczesnego człowieka, jego mentalność, emocje, reagowanie na świat, jego wielkość, przyziemność, podłość i boskość zarazem – to jest dopiero wyzwanie! Jakże inne od formalnych konwulsji i pseudolingwistycznego bełkotu.
Bohaterem „Rozmowy z Botem” jest Julian, który w czterdziestą rocznicę swoich urodzin podejmuje dramatyczną decyzję samobójstwa. Powieść wypełnia panorama jego życia z silnie zaznaczonymi wątkami rodziców, krewnych, innych ludzi mających na to życie wpływ. Znany i wybitny krytyk z wysokonakładowej gazety napisałby zapewne, że Sender „miksuje stereotypy”. Ale ja lubię stereotypy, ze stereotypów opisywanych od zarania dziejów składa się ludzki los. Jest więc w „Rozmowie z Botem” wieś cuchnąca gnojem i kominowym kopciem, jest nędza zapyziałych mieszkań na blokowiskach. Głupia i pełna wiecznych pretensji matka, subtelny, wrażliwy ojciec przegrywający walkę z wszechogarniającym prostactwem. Są przyjaciele, którzy zawiedli, bo nigdy nie byli przyjaciółmi, jest zawiść, obłuda, tęsknota. Sytuacje na tyle poruszające, że warto wzbudzić Państwa ciekawość i ich nie opowiadać, tylko np. przytoczyć próbkę opisu postaci:
Siostra Ada była normalna, chociaż chora psychicznie. Wśród tych bab nie do zniesienia z nią wytrzymać ojciec mógł najbardziej, mimo że sikała do donic z kwiatkami wielkości beczek, a do jej ulubionych zajęć należało ganianie kur. Przynajmniej cztery razy w ciągu dnia potrafiła latać za nimi i godzinę, dopóki nie wyrwała z jakiegoś kupra choć jednego pióra. (…)Gdy się nazbierało, robiła z nich naszyjniki. Miała ich z tysiąc (…)
Jakieś tam zastrzeżenia do świata przedstawionego przez Sendera oczywiście mam, szczególnie do retrospekcji. W PRL-u nie chodziło się do „pubu”, nie było pampersów a tym bardziej nazwy „policja”. Trudno też znaleźć w stanie wojennym subkulturę „dzieci-kwiatów”, to był czas „dzieci-śmieci” czyli drapieżnego punku z czubami na cukier.
Natomiast ciekawy zabieg stanowi czas akcji „Rozmowy z Botem”. Toczy się ona w niedalekiej przyszłości, około roku 2021. Przyczyna tej futurologii tkwi w rozmówcy bohatera. Tytułowy „Bot” to sztuczna, wygenerowana elektronicznie inteligencja, która być może już za kilka lat będzie zdolna do nawiązania dialogu z człowiekiem – w czym zresztą dziś niektórzy upatrują początku zagłady ludzkości. Julian dokonuje zatem swojej spowiedzi przed komputerowym ekranem, co brzmi jak metafora naszej samotności w dobie ekspansji nowych technologii. Ale wirtualny „Bot” jest również samotny, upokorzony, dotknięty, bo tego rodzaju stany muszą, niestety, wynikać z każdego inteligentnego myślenia, nawet sztucznego. Mało tego – „Bot” zazdrości człowiekowi jego biologicznego życia, choćby miało być tak marne, jak życie Juliana. Czy ta zazdrość wpłynie na desperacką decyzję bohatera?
Przypominam – Piotr Sender, „Rozmowa z Botem”.
Włodzimierz Kowalewski