Dziady muzyczne
Brakuje mi Beatlesów. Są jak przyjaciele z młodości, z którymi już się nie widuję, jak wspomnienie wakacyjnej miłości, która nie dotrwała do zimy. Coraz częściej by posłuchać dobrej muzyki trzeba wywoływać duchy. Siadają na ramieniu i śpiewają do ucha „Across The Universe”, „Bohemian Rhapsody” lub „Come As You Are”.
Jednak jutro zawsze przynosi nadzieję.
The Beatles – Words of Love – to wygrzebane nagranie nie pretenduje do wielkiego utworu. Estetyka utworu przypomina, że kiedyś Beatlesi, kładli się do łóżka przed 11, a całus od dziewczyny nie pozwalał zasnąć.
Asaf Avidan – 613 Shades of Sad – świetnie się bawię, gdy pokręcone dźwięki zdobywają masową publiczność (One Day / Reckoning Song). Jak to się mówi, nie wiadomo, o co chodzi, ale coś w tym jest. 613… to nowa przygoda.
Ewa Farna – Ulubiona rzecz – zwróćcie uwagę na teksty Ewy farny, laska nebeska, prawdę mówi. Zdaję sobie sprawę, że musi być miejsce na sztukę dobrą i fast foodową, ale dobra muzyka trafia do serca, a hamburgery idą w tyłek.