Dwa różne filmy
Zacznę od dobrego filmu „Baby Driver” to komedia kryminalna, zdecydowanie muzyczna, taneczna, rockowa, pachnąca starym, dobrym radiem, kapitalnie zmontowana i świetnie zrealizowana. Do oglądania i do słuchania. Historia jest dosyć prosta, młody chłopak w tej roli producent muzyczny Ansel Elgort, jest kierowcą w gangu, którego szefem jest Kevin Spacey – świetny jak zawsze.
A jednym z bandytów jest Jamie Foxx – tym razem demoniczny. Chłopak zakochuje się i chce porzucić bandyterkę, chce przejść do cywila, ale jak wiemy z filmów, to nie takie proste. I o tym jest ten film. Oglądałem i słuchałem z prawdziwą przyjemnością, bo film jest, jak już pisałem fantastycznie zmontowany, każda scena jest zgrana z muzyką, która ją wypełnia. Powiedziałbym, że jest to nowoczesny didżejski musical. Zdecydowanie polecam.
Drugi jest fatalny, to szeroko reklamowany „Baywatch. Słoneczny patrol”. Starsi widzowie pewnie pamiętają tak zatytułowany amerykański serial z Pamelą Andreson i Davidem Hasselhoffem w rolach głównych. Akcja rozgrywała się na plaży gdzieś na Hawajach, grały tam ładne dziewczyny, nie tylko Pamela Anderson, i to było najważniejsze. Dziewczyny i plaża oraz mało skomplikowana akcja. W filmie fabularnym jest podobnie: dziewczyna i plaża, tym razem w Kalifornii, wyjątkowo prosta fabuła, popularni komediowi aktorzy: Dwayne Johnson, Zac Efron i co ? Absolutnie nic.
Zwykła amerykańska komedia, często wulgarna i bez pomysłu. Pojawiają się, jak to w tego typu przeróbkach, bohaterowie serialu: Hasselhoff i Anderson, to też nic nie daje. Film jest przewidywalny, mało dowcipny, tempo takie sobie, muzyka średnia, co nam zostaje? Kalifornia, zawsze fotogeniczna i obserwowanie plażowego życia. Zmarnowany temat, zmarnowane pieniądze i nadzieje na dobrą komedię i niezłą przygodę.
Muzycznie to ostatnio najchętniej wracam do starych płyt Led Zeppelin i jak zawsze jestem oczarowany pomysłami Roberta Planta i Jimmego Page’a. Byli niesamowici. A w kwestii lektur to w dalszym ciągu walczę ze „Słupem ognia”, wciąga.
Kinoman