Przełęcz ocalonych
„Przełęcz ocalonych” to nowy film Mela Gibsona, który powrócił do formy, do łask i na szczyt filmowej potęgi. Nie lubię Gibsona jako człowieka, nie zgadzam się z jego poglądami, nie lubię jak ktoś wygaduje głupoty, ale to jego przywilej, a ja słuchać go nie muszę.
Natomiast bardzo lubię Gibsona jako aktora. Cykle Zabójcza broń i Mad Max należą do moich filmowych faworytów. Gibson ma na koncie kilkanaście znakomitych ról komediowych, dramatycznych, w filmach widowiskowych, które zapewniły mu stałe miejsce na ekranie i w naszej pamięci. Oscar za „Braveheart” z pewnością mu się należał, lubię ten film i Szkocję, więc mamy tu podwójne zauroczenie. Gibson po serii niefortunnych wypowiedzi i zachowań wrócił z zesłania i nakręcił wielkie wojenne widowisko o młodym człowieku, który zgodnie ze swoimi przekonaniami religijnymi, zaciąga się do wojska w czasie II wojny światowej i postanawia służyć krajowi, nie sięgając po broń. Chce zostać sanitariuszem i zostaje, mimo oporu armii, niechęci kolegów z wojska i ogólnego sprzeciwu. Dzięki samozaparciu i sile wewnętrznej, udało mu się przekonać przełożonych i został sanitariuszem wojennym bez obowiązku noszenia broni. A potem to już wojna, potwornie okrutna, prowadzona przez Amerykanów i Japończyków z wyjątkową zajadłością. Wojna na Pacyfiku, była trudna i krwawa, każda wojna jest taka, ale na Pacyfiku walczono o każdą wyspę, do ostatniego żołnierza. Film jest zrealizowany z rozmachem, przypomina legendarnego już „Szeregowca Ryana” Spielberga, jest to wyjątkowo nasycony krwią obraz. Film podobał mi się, jego wymowa jest jasna i prosta – trzeba być twardym, wiernym sobie i swoim przekonaniom, nie poddawać się nie dać się zagadać i taki jest właśnie bohater Gibsona, kreowany przez Andrew Garfielda – z pozoru chudy, zastraszony, a jednak silny i prawy, czyli Człowiek z Twarzą i Walecznym Sercem.
A czytam sobie, „T2:Trainspotting” Irvina Welsha, czyli wracamy do Edynburga i edynburskich narkomanów. Czyta się dobrze, zobaczymy jaki powstał z tego film.
Kinoman