Karnawał jagnięciny
Carne vale po włosku w wolnym tłumaczeniu oznacza pożegnanie mięsa. To czas kiedy trzeba najeść się na zapas, by wkroczyć z pełnym brzuchem w wielki post, który potrwa do Wielkanocy. Najhuczniej i najbardziej dosłownie karnawał obchodzono w Średniowieczu. Oprócz zabaw i hulanek obżerano się do nieprzytomności, a mięso dodawano nawet do pączków i faworków. No i wszystko musiało ociekać omastą i okrasą. Potem szorowano garnki i patelnie, by podczas wielkiego postu nie zawieruszyła się nawet najmniejsza drobinka tłuszczu.
Dziś już ten zwyczaj w tak wyolbrzymionej formie nie istnieje. Owszem folgujemy sobie w jedzeniu, ale z umiarem. Dla zdrowia wybieramy potrawy mniej kaloryczne, a czasami rezygnujemy z mięsa, na korzyść warzyw. Powodem takiej decyzji jest także świadomość jakości sklepowego mięsa. Na naszych pólkach króluje dość tania i tłusta wieprzowina, ewentualnie wołowina lub cielęcina. Alternatywą dla czerwonego mięsa jest drób, którego spożycie stale rośnie. A przecież są inne mięsa, których wielu Polaków nie weźmie do ust. To np. baranina. Pokutuje przekonanie, że baranina to mięso twarde, łykowate, o charakterystycznym, niekoniecznie przyjemnym zapachu.
A ja chciałabym zaproponować na początek skosztowanie jagnięciny. Dobrze przyrządzona to uczta dla podniebienia. To także najzdrowsze mięso. Owce bowiem są ssakami, które nie chorują na nowotwory. Tę właściwość zawdzięczają kwasom orotowym, które występują w ich organizmie.