Polska szkoła kryminału. Czyżby koniec? (Mariusz Czubaj – ,,Martwe popołudnie”)
Polecając Państwu lektury na wakacje nie mogę oczywiście zapomnieć o kryminałach. Zwłaszcza, że podaż rodzimych powieści tego gatunku jest olbrzymia, a jedna ze „świeższych” zaintrygowała mnie szczególnie. Ale o niej za chwilę.
Boom na polską powieść kryminalną przychodzi chyba cyklicznie. Ostatni, może nawet większy od obecnego, miał miejsce w epoce PRL i trwał ponad dwie dekady. Wytworzył specyficzną formułę, którą Stanisław Barańczak zgryźliwie nazwał „powieścią milicyjną.” Pisano ją nie tylko po to, aby uraczyć czytelnika odpowiednią dawką grozy, zagadki i napięć, ale także dla zareklamowania siły i sprawności Milicji Obywatelskiej, socjalistycznego organu ścigania, którego skromni acz bezkompromisowi pracownicy zawsze potrafili schwytać morderców.
„Powieść milicyjna” miała swoich zawodowych klasyków – Jerzy Edigey i Zygmunt Zeydler Zborowski wydali ponad 40 książek każdy, Anna Kłodzińska 36. Kto chciał pisać inaczej, psychologizować, tworzyć niejednoznaczne postacie – musiał udawać pisarza zagranicznego i umieszczać akcję w realiach Anglii lub Stanów Zjednoczonych. I tak np. znany tłumacz Maciej Słomczyński wydał 10 ambitnych kryminałów pod pseudonimem Joe Alex, ale już jako autor swojskiej „powieści milicyjnej” używał przaśnego pseudonimu Kazimierz Kwaśniewski. Wybitny prozaik Andrzej Szczypiorski pisał kryminały pod nazwiskiem Maurice S.Andrews. Wychodziło tej literatury mnóstwo i w ogromnych nakładach, pisali ją dziennikarze, prawnicy, politycy. Autorem kilku kryminałów był podobno nawet Jacek Kuroń. Nie lekceważyłbym jednak tamtych czasów. Zaręczam Państwu, że wśród wydawanych wtedy tytułów można znaleźć wspaniałe pomysły fabularne i pysznie skonstruowane intrygi, a niekiedy także refleksję i głębię, jak w najlepszym kryminale tamtej epoki – wydanym w roku 1969 „Zbrodniarzu, który ukradł zbrodnię” Krzysztofa Kąkolewskiego.
Potem długo nie było nic. W latach 90-tych czytanie kryminałów stało się obciachem, aż pojawił się filolog klasyczny Marek Krajewski i swoją „Śmiercią w Breslau” wskrzesił ginący gatunek, a za nim poszło kilkunastu naśladowców. Powstała powieść eksponująca scenerię, magię miejsc, łącząca wyjaśnianie zagadek zbrodni z sentymentalną podróżą do przeszłości. Można mówić o polskiej szkole współczesnego kryminału, tak bardzo różnej od modnego dziś nurtu skandynawskiego, francuskiego czy amerykańskiego.
Nowość, która mnie poruszyła, to „Martwe popołudnie” Marcina Czubaja, autora uznanego, laureata cennej nagrody „Wielkiego Kalibru”. Latem 2013 roku ginie bez wieści Daniel Okoński, fachowiec od PR-u – uwaga – pracujący nad biografią bardzo znanego biznesmena. Szuka go detektyw o nazwisku Hłasko, na dodatek zafascynowany postacią Humphreya Bogarta, gwiazdy dawnego „czarnego kina” sensacji. Sprawa okazuje się o wiele paskudniejsza, niż wyglądała. Uwikłani w nią są wiceminister sprawiedliwości, znany dziennikarz śledczy i poseł na Sejm. Akcja toczy się na styku różnych rzeczywistości dzisiejszej Polski, nędznych przedmieść Warszawy i snobistycznego światka mediów, celebrytów, hien politycznych. Motywacją sięga głęboko w przeszłość, do powojennych afer związanych z mieniem pożydowskim oraz zdarzeń, które przedstawia m.in. Jan Tomasz Gross w swojej kontrowersyjnej książce „Złote żniwa”.
Tak jak przedtem u Miłoszewskiego, u Czubaja pojawia się jeszcze silniej wyeksponowany motyw „political fiction”. A zatem wiarygodność akcji i postaci staje się ważniejsza niż tylko realizowanie rozrywkowej konwencji, która miałaby tanio zaszokować czytelnika krwią, makabrą i bestialstwem mordercy. Utwór zupełnie na czasie – wystarczy włączyć telewizor. Zresztą, takich powieści przybywa. Nasz olsztyński pisarz Tomasz Białkowski zapowiada thriller pt.”Powróz”, gdzie polityka i historia grają również istotną rolę we współczesnej intrydze, a zło nie znika bez śladu wraz z napisem „Koniec” na ostatniej kartce.
Czyżby więc koniec „polskiej szkoły kryminału”? Może nie koniec, może ewolucja i zmiany. Ale nie bądźmy aż tacy poważni – pamiętajmy, że to tylko literatura.
Włodzimierz Kowalewski
(łw)