Strona główna Radio Olsztyn
Posłuchaj
Pogoda
Olsztyn
DZIŚ: 3 °C pogoda dziś
JUTRO: 2 °C pogoda jutro
Logowanie
 

Czytajmy polską klasykę. Edward Redliński

Edward Redliński, Konopielka

„Czytajmy polską klasykę!” brzmi jak „Jedzmy polskie jabłka!”. Ale to wakacyjne hasło nie jest orężem w żadnej wojnie handlowej. Służy przypomnieniu tego, co dobre i uznane oraz podtrzymaniu literackiego smaku – na przekór dzisiejszym produktom z wydawniczego dyskontu.

Niewiele było powieści, które narobiły takiego zamieszania, jak wydana w roku 1973 „Konopielka” Edwarda Redlińskiego. Nie da się z tym porównać nawet dętego rabanu wokół debiutu Doroty Masłowskiej sprzed kilkunastu lat.

Edward Redliński urodził się we Frampolu koło Białegostoku. Był dziennikarzem lokalnej prasy i radia, potem publicystą warszawskiego tygodnika „Kultura”. W roku 1967 zadebiutował tomikiem opowiadań pt. „Listy z Rabarbaru”, który nie stał się jednak wydarzeniem literackim.

Gdy ukazała się „Konopielka”, czytelnicy przecierali oczy ze zdumienia. Powieść mało znanego autora mieściła się właściwie w tzw. „nurcie wiejskim”, funkcjonującym na „poboczu” ówczesnej literatury i reprezentowanym przez takie nazwiska jak Wiesław Myśliwski, Julian Kawalec czy poeta Tadeusz Nowak. Napisana przedziwnym językiem, ni to stylizacją gwarową, ni to jakimś groteskowym, „samoswojskim” kodem z równie osobliwą, łamiącą wszelkie normy ortografią. Tak jak w opisie jesiennego świtu:

Ale to że tam dzieś słonko się ocknęło i czas wstawać, świdruje to, poszturchuje. Taki, co by widział przez ściany i ciemno, zobaczyłby naraz we wszystkich chatach nogi, jak raptem myk wyłażo spod pierzynow i bose szukajo podłogi, macajo. A już i głowy, plecy dżwigajo się, prostujo i niewiadomo kiedy na wszystkich łożkach siedzo męszczyzny w gaciach i koszulach, oczy dalej majo zapluszczone.    

„Konopielka” rozgrywa się w świecie noszącym znamiona metafory. Miejscowość Taplary leży wśród bagien i przez większość roku jest niedostępna suchą nogą. Czas również jest nieokreślony, mierzony porami roku, toczy się koliście jak w ludowej mitologii:

Dzień sam się zaczyna, wszystko idzie jak trzeba, jak wczoraj, jak kiedyś, jak było na początku teraz i zawsze na wieki wieków amen.   

Mieszkańcy nie mają tożsamości narodowej, nazywają siebie „tutejszymi”. Główny bohater nosi imię „Kaźmierz”, ale nazwiska już nie jest pewien – Bartosz, Bartoszko, a może Bartoszewicz.

W tę archaiczną społeczność niespodziewanie wdziera się element przerażający i obcy. Do Taplar przybywa z Białegostoku pani Jola, „uczycielka”, zapewne aktywistka ZMP albo partii, która ma za zadanie zapalić kaganek oświaty i propagować nowoczesną cywilizację. Spotyka się to ze strachem i oporem. Wiejskie zebranie w sprawie elektryfikacji „tutejsi” rozpędzają w sposób, że tak powiem, „fizjologiczno-zapachowy”. Lekcje „uczycielki” o tym, że Ziemia jest kulista, powodują kpiny rodziców, tak samo jak jej próby nauczenia bohatera i jego żony Handzi jedzenia z talerzy oraz posługiwania się nożem i widelcem. Ale obecność pani Joli w Taplarach ma także inną stronę – zaczyna ona budzić coraz silniejszą fascynację erotyczną Kaźmierza, skonsumowaną w zaskakujących okolicznościach.

Wspaniała, frapująca ni to przypowieść, ni to ballada czy nawet apokryf ludowych wierzeń, wyobraźni, wartości i uczuć. Jeżeli miałbym już wskazać jakieś praźródło, literacki wzorzec – to mogą to być tylko „Chłopi” Reymonta. Ale Reymont idealizuje tradycję i afirmuje jej siłę, nie pokazuje natomiast, co się dzieje, gdy musi ona walczyć z nowoczesnością, często o wiele paskudniejszą od pozornie prostackiej i zacofanej wsi.

Podczas gdy krytycy warszawscy na łamach elitarnych periodyków pieli z zachwytu, w środowiskach literatury „nurtu wiejskiego” i na rodzimym Podlasiu zrozumiano „Konopielkę” publicystycznie, dosłownie, i uznano za skandal, kalanie własnego gniazda. Cóż – bywa i tak.

Polecam Państwu także pochodzącą z tego samego roku powieść Edwarda Redlińskiego pt. „Awans”, mówiącą również o wojnie nowego ze starym, ale ukazanej od strony fanatycznych modernizatorów. A jeśli nie – przypominam o adaptacjach filmowych: „Awansu” Janusza Zaorskiego i znakomitej „Konopielce” Witolda Leszczyńskiego z Anną Seniuk, Krzysztofem Majchrzakiem i Joanną Sienkiewicz.

Włodzimierz Kowalewski

(łw)

Więcej w felieton
Moja stara

Kiedy już masz naprawdę dość, ale nie tylko trochę, tylko tak nazbierane z kliku lat, to nie spiesz się, mścij się na zimno. Nieważne, kim dla...

Zamknij
RadioOlsztynTV