Bezcenny – Zygmunta Miłoszewskiego
„To miała być miła przerwa między kryminałami, łatwa wycieczka w świat sztuki i przygody – pisze o swojej ostatniej książce pt. „Bezcenny” Zygmunt Miłoszewski. – Choć poznałem specjalistów, przeczytałem książki i obejrzałem filmy, i choć właściwie powinienem zamiast powieści napisać doktorat o grabieży dzieł sztuki w czasie II wojny światowej, to i tak ciągle czułem, że nic nie wiem, bo w miejsce każdej odpowiedzi pojawiało się kilka następnych pytań”.
Starcie z olbrzymim materiałem faktograficznym, zamierzony epicki rozmach, rozległa paleta bohaterów sprawiły, że powstał utwór zupełnie inny niż bestsellerowe kryminały tegoż Autora „Uwikłanie” i „Ziarno prawdy”, z prokuratorem Szackim w roli głównej. „Bezcenny” to thriller z wyraźnym wątkiem political fiction. Jego kanwą są nieznane losy legendarnego obrazu Rafaela Santi „Portret młodzieńca”, uważanego za najcenniejsze dzieło sztuki zaginione w czasie II wojny. Wartości obrazu, zgodnie z tytułem, nie sposób oszacować jakąkolwiek ilością cyfr.
Obraz powstał na początku XVI. wieku jako jeden z wielu wychodzących z pracowni wziętego malarza. Przez stulecia przechodził z rąk do rąk, „podróżował” po willach i pałacach najpiękniejszych miast Italii, aż został dostrzeżony w Wenecji przez księcia Adama Jerzego Czartoryskiego i zakupiony dla jego matki, księżnej Izabeli, organizującej sentymentalne muzeum w Puławach. Wraz z nim przybyła do kraju „Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci. Obydwa obrazy wraz z trzecim, „Krajobrazem z miłosiernym Samarytaninem” Rembrandta były najcenniejszymi dziełami sztuki znajdującymi się w polskich rękach. Po burzliwym wieku XIX, kiedy wywożono je za granicę i ukrywano na czas powstań, znalazły się w Krakowie, gdzie wisiały obok siebie w nowym Muzeum Czartoryskich. W roku 1939 zostały zrabowane przez Niemców, miały być włączone do zakładanej przez Hitlera galerii w Linzu. „Portret młodzieńca” zagarnął jednak dla siebie gubernator Hans Frank i zawiesił na Wawelu, który przekształcił w swoją rezydencję. Pod koniec wojny portret znikł. Mówi się o jego ukryciu, zniszczeniu, także o sprzedaży przez jednego z podwładnych Franka anonimowemu kolekcjonerowi w Ameryce.
W „Bezcennym” Miłoszewskiego miejsce „pobytu” „Portretu młodzieńca” zostało zlokalizowane i określone. Tajny zespół na mocy równie tajnego rozkazu premiera Rzeczypospolitej ma go ukraść, czyli używając innych słów: odzyskać dla Polski. W skład zespołu wchodzą cztery niezwykłe osobowości. Jest tam Anatol Gmitruk, emerytowany oficer służb specjalnych, przez amerykańskich sojuszników nazywany „jedynym wojownikiem z prawdziwego zdarzenia”, towarzyszy mu przebiegły i cyniczny marszand o malarsko brzmiącym nazwisku Boznański. Są też dwie damy: Lisa Tolgfors, Szwedka wypuszczona z polskiego więzienia, genialna oszustka i złodziejka dzieł sztuki oraz również znajomo brzmiąca Zofia Lorentz, kierująca akcją urzędniczka MSZ. Potem okaże się, że wizerunki tych osób nie są ich jedynymi twarzami, a w trakcie ich działań objawi się „drugie dno” najnowszej historii Europy, budzące dreszcz grozy, bo przekonujące i wiarygodne.
„Bezcenny” należy do tych nielicznych powieści gatunku, których stanowczo nie powinno się „pokonywać” w jeden wieczór. Jego akcja ma wymiar nieomal globalny – poza Polską rozgrywa się m.in. w USA, Szwecji, Chorwacji, na Ukrainie. Bierze w niej udział cała rzesza postaci, co charakterystyczne dla Miłoszewskiego, kreślonych bardzo plastycznie i łatwo zapadających w pamięć. Podobać się może również język narracji – rzeczowy, niosący mnóstwo wiedzy, przy tym plastyczny, trochę nonszalancki, nie stroniący od metafor i ciekawych puent.
Przesłanie „Bezcennego” odnosi się i do historii, i do literatury. Wbrew rozmaitym pięknoduchom nie ma historii obiektywnej, nawet w mądrych podręcznikach czy budzących zaufanie wywodach zacnych profesorów. Są tylko wersje zdarzeń, zawsze tworzone na czyjś użytek. A gdy nauki historyczne rozkładają ręce, tak jak w przypadku „Portretu młodzieńca” Rafaela Santi – pozostaje literatura. „Bezcenny” Zygmunta Miłoszewskiego jest tego najlepszym przykładem.
Włodzimierz Kowalewski