Wywiad z wampirem
Po latach wróciłem do klasycznego już filmu Neila Jordana „Wywiad z wampirem” i przyznam się, że nawet mi się spodobało powtórne spotkanie z bohaterami filmu i powieści Ann Rice.
Gdy pierwszy raz zobaczyłem film Jordana, byłem zniesmaczony i chyba znudzony, nie podobała mi się wymowa filmu, dziwaczna stylizacja, gra aktorów zbyt dwuznaczna i manieryczna. Jednak po latach „Wywiad” zrobił na mnie spore wrażenie, w dalszym ciągu nie lubię Toma Cruisa, a polubiłem Brada Pitta.
Z wiekiem stałem się bardziej tolerancyjny i wyrozumiały, inaczej oglądam filmy i zdecydowanie inaczej odebrałem wymowę dzieła Jordana – to jednoznaczne ostrzeżenie przed śmiertelną chorobą, która może zagrozić naszej cywilizacji. Gdy film powstawał, jednoznacznie wskazywano na AIDS, teraz możemy spojrzeć szerzej, bo zagrożeń jest więcej i dotyczą one praktycznie wszystkich na naszym globie. Ciągle nie wiemy, jak obecna walka z pandemią się zakończy i czy będziemy w stałym zagrożeniu kolejną mutacją wirusa. Film Jordana mimo upływu czasu zyskał, stał się uniwersalny i wieloznaczny, nie dotyczy tylko wybranej grupy społecznej. Film jest mroczny, nieco zbyt ekspresyjny, a nieśmiertelność jest zdecydowanie przereklamowana – wiemy to z wielu przekazów filmowych i literackich. Oczywiście każdy z nas, mam na myśli ludzi związanych z mediami, marzy o wielkim temacie – temacie życia, nie śmierci. Każdy marzy o spotkaniu z kimś niezwykłym, o wielkim wywiadzie, który uczyni nas prawdziwie nieśmiertelnym w sensie popkulturowym, literackim, może nie na miarę Beatlesów, ale chociaż na miarę Oasis.
Wracając do kina i filmu Jordana, przypadły mi do gustu realia amerykańskiego południa i oczywiście mroczny Paryż i jego zaułki. Znakomicie zagrała małą wampirzycę Kirsten Dunst, co oczywiście potwierdziła kolejnymi rolami, przypomnijmy sobie jej Justine w „Melancholii” – rewelacyjna. Piękna muzyka Elliota Goldenthala i znakomita, autorska wersja przeboju Rolling Stonesów „Sympathy for the Devil” w wykonaniu Guns and Roses – prawdziwe rockowe granie, co w sumie daje niezły film dla miłośników popkulturowych smaczków i podtekstów. Poświęciłem sobotnie popołudnie na ten manieryczny spektakl i nie żałuję, warto wrócić do „Wywiadu z wampirem”, tylko nie dajcie się uwieść fałszywemu uśmiechowi Lestata granego przez Toma Cruisa.
Kinoman