Rodzinna wystawa Kobylińskich w bisztyneckiej galerii
Szymon Kobyliński, to dla wielu – i słusznie – artysta instytucja. Rysownik, który fascynował swoimi pracami i…komentarzem do nich. Miłośnik i znawca historii, znakomity ilustrator.
Wspominamy o tej niezwykłej postaci, bowiem jego prace można oglądać w bisztyneckiej galerii (też niezwykłej, mieszczącej się w dawnym desekralizowanym kościele ewangelickim). Ale prace mistrza, to część wystawy, która nie powstałaby, gdyby nie prace…Very Kobylińskiej – wnuczki Pana Szymona, która jest dumna ze swoich artystycznych korzeni.
W moim przypadku pierwsze wspomnienia to pracownia dziadka i jego biurko. Tusz, stalówka – to nie są rzeczy, które były odkryciem w moim życiu, ale czymś co było oczywiste. To były także nauki dziadka, a tak naprawdę dziadków, bo także jego żona, swego czasu malarka zanim zajęła się karierą męża, miała bardzo duży wpływ na moją edukację. Jestem siódmym pokoleniem artystów w rodzinie. Był prapradziadek Zdzisław Jasiński – monachijczyk, ze złotym dyplomem wystawy paryskiej
– wspomina Vera Kobylińska.
Ta ogromna prezentacja, to dzieło obojga artystów. Praca nieomal zerkają na siebie z równoległych ścian świątyni-galerii. Głównym tematem wystawy są zwierzęta, zarówno te sztuczne, w naturalnych rozmiarach konie, jak i żywe wierzchowce oczekujące na ponad setkę widzów przed galerią… A we wnętrzu – wybrzmiewała muzyka Marcina Piotrowicza, który grał na samodzielnie skonstruowanej lutni. Naprawdę – taki wieczór zdarza się nieczęsto!
Posłuchaj wywiadu z Verą Kobylińską
(R.Lesiński/ŁSadlak)