Kevin Spacey – rozczarowanie
A to się porobiło, jeden z naszych ulubionych aktorów Kevin Spacey, okazał się być wyjątkowo nieprzyjemną osobą. Zwiódł nas, miłośników jego twórczości filmowej i teatralnej. Miałem go za inteligentnego, wyważonego jegomościa, wyjątkowego aktora. A tu nagle bęc, okazało się, że Spacey jest niebezpiecznym osobnikiem, polującym na młode ofiary.Nie zaglądam nikomu do łóżka, nie zajmuję się plotkami, nie czytuję prasy bulwarowej. Domyślałem się, że Spacey jest gejem, ale zawsze uważałem, że to nie moja sprawa, że interesuje mnie tylko jego aktorstwo, zawsze na najwyższym poziomie, wszak Oscary o czymś świadczą. Kevin Spacey był dla mnie zawsze aktorem z pierwszej ligi, podejmującym się wyjątkowych aktorskich zadań, nie unikał ról trudnych, ważnych, rozsądnie wypowiadał się w wielu istotnych społecznie i politycznie sprawach. Dlatego czuję się rozczarowany i oszukany, bo Spacey na ekranie tworzył postaci wiarygodne, interesujące, warte przemyśleń i często akceptacji. A w realu był zupełnie kimś innym, stanowiącym zagrożenie dla otoczenia w sensie moralnym i rzeczywistym. Wszak mało kto lubi być nagabywanym, fizycznie, czy psychicznie. A fizyczne molestowanie jest wyjątkowo ohydne. Jeśli jest tak, jak piszą i mówią światowe agencje prasowe, to ten świat wokół nas stał się jeszcze gorszy, niż był do tej pory. Chociaż nie tracę wiary w przyzwoitych ludzi. To oczywiste, że są tacy wokół nas, ale należy mieć oczy i uszy szeroko otwarte.
Ta cała sprawa z Kevinem Spaceyem nie oznacza, że nie będę oglądał nowych filmów Spaceya, o ile powstaną. Nie oznacza też, że nie będę wracał do znakomitych filmów Spaceya, do „Kronik portowych”, do „Życia za życie”, do „Siódemki”, do „American Beauty”, czy do ostatniego „Baby.Driver”. Był tu znakomity.
Cóż kino to wielka iluzja, nawet większa niż myślałem. A o Weinsteinie to nie chce mi się myśleć, a zwłaszcza pisać. Co jeszcze ? Ostatnio wieczorami słucham sobie stareńkiej płyty Paula Desmonda (saksofonisty), mianowicie krążka „Take Ten”, jest na niej „Czarny Orfeusz”, mówię wam boskie brzmienie i kapitalny nastrój.
Kinoman