Trawny nie musi płacić za utrzymywanie domu w Nartach
Proces przeciwko Agnes Trawny będzie miał dalszy ciąg – zapowiada pełnomocnik rodziny Głowackich.
Sąd Okręgowy w Olsztynie stwierdził dzisiaj, że Głowackim nie należy się żadne odszkodowanie za 30 lat opiekowania się domem w Nartach, porzuconym w latach 70-tych przez rodzinę Trawny, która wyjechała do Niemiec.
Całe gospodarstwo przejął wtedy skarb państwa i zakwaterował tam dwie polskie rodziny. Ale w 2011 roku, gdy Trawny odzyskała sądownie nieruchomość w Nartach, obie rodziny musiały się stamtąd wyprowadzić.
Teraz Głowaccy chcą dostać pieniądze za to, że dbali przez 30 lat o gospodarstwo. Sąd stwierdził jednak, że odszkodowanie im się nie należy.
Reprezentujący rodzinę mecenas Lech Obara zapowiada odwołanie do sądu apelacyjnego:
Rodzina Trawny porzuciła dom i całe gospodarstwo w latach 70-tych gdy wyjechała do Niemiec. Wszystko przejął skarb państwa, który zakwaterował tam dwie polskie rodziny: Moskalików i Głowackich.
Jednak obie te rodziny musiały wyprowadzić się z domu w Nartach w roku 2011, bo dawna właścicielka odzyskała sądownie swoją nieruchomość. W tej sytuacji rodzina Głowackich zaczęła domagać się pieniędzy za wieloletnie utrzymanie nieruchomości. Wnioskowali o ponad 200 tysięcy złotych. W trakcie procesu biegły wycenił ich nakłady na od 42 tysięcy do prawie 70 tysięcy złotych.
Proces w tej sprawie odbył się po raz drugi. Sąd Okręgowy w Olsztynie wyliczył jednak, że nakłady poniesione przez Głowackich – po uwzględnieniu zużycia materiału – były dużo niższe i wyniosły niespełna 3 tysiące złotych. Co więcej – jak mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Beata Grzybek – nad kosztami przeważyły korzyści, jakie odnieśli państwo Głowaccy.
Dodatkowo sąd wskazał, że podczas wyprowadzki z domu w Nartach, Władysław Głowacki podpisał dokument, w którym zrzekł się roszczeń z tytułu utrzymania nieruchomości. Państwo Głowaccy muszą teraz zwrócić Agnes Trawny koszty procesu, a to prawie 13 tysięcy złotych. Ich prawnik zapowiada apelację od wyroku. (apiedz/bsc/as)
Posłuchaj relacji Andrzeja Piedziewicza: