Strona główna Radio Olsztyn
Posłuchaj
Pogoda
Olsztyn
DZIŚ: 5 °C pogoda dziś
JUTRO: 4 °C pogoda jutro
Logowanie
 

Dziennik Helgi

Nic nie możemy poradzić na to, że jesteśmy Żydami, ani na nic innego. Nikt o nic nie pyta, trzeba tylko wyładować na kimś swoją złość(…) Na nas wszystko można zwalić.

Takie słowa pisze dziewięcioletnia Helga Weiss, autorka „Dziennika Helgi – Świadectwa dziewczynki o życiu w obozach koncentracyjnych”, wydanego ostatnio po polsku w tłumaczeniu Aleksandra Kaczorowskiego. „Dziennik” małej Helgi, znany we fragmentach od lat 60-tych, porównuje się do słynnego „Dziennika Anny Frank” z tą różnicą, że Autorce udało się przeżyć holocaust i była naocznym świadkiem hitlerowskich zbrodni.

Helga Weiss jest dziś znaną czeską malarką. Urodziła się w Pradze, w zasymilowanej rodzinie żydowskiej. Rodzice byli niezbyt zamożnymi, przeciętnymi ludźmi – ojciec urzędnikiem bankowym, matka krawcową. Wiedli zwykłe, spokojne życie. Po wkroczeniu Niemców do Pragi nagle okazało się, że są wrogami, obiektem inkryminacji i prześladowań. Z racji własnego istnienia.

Nie starcza mi słów, gdy muszę pisać o podłości jednego człowieka wobec drugiego. Widocznie jesteśmy rzeczywiście stworzeni „ku dobru”, bo język nie przewiduje określeń na potworności, do jakich bywamy zdolni. Tych słów brakowało także Heldze Weiss, była też pewnie za mała na refleksje. Pisze zatem o faktach. Zdanie po zdaniu, akapit po akapicie, stylem szkolnego wypracowania dziecko pokazuje technikę zaciskania pętli terroru, obłudy i nikczemności. Do opisów dodaje rysunki. Podobny mechanizm w tejże samej Pradze opisywał dwie dekady wcześniej Franz Kafka, ale było to tylko mroczne proroctwo, literatura piękna, a nie rzeczywistość.

Mała dziewczynka najpierw ze zdziwieniem zauważa, że koleżanki z podwórka nie chcą się z nią bawić, długo nie rozumie nowego, często powtarzanego wyrazu: „aryjczyk”. Zostaje jej tylko jedna przyjaciółka, Ewa. Potem dowiaduje się, że nie może chodzić do szkoły. Ojciec jej nieoczekiwanie zostaje wyrzucony z pracy. Następnie przychodzi zarządzenie noszenia żółtych gwiazd Dawida. Ludzie tak naznaczeni nie mogą wchodzić do sklepów, jeździć w pierwszym wagonie tramwaju, dzieci nie mają wstępu na plac zabaw. Później do żydowskich sąsiadów i znajomych docierają nakazy opuszczenia mieszkań. Trzeba spakować bagaż do określonej wagi, zrobić spis pozostawionych przedmiotów. Nikt nie wie, kiedy przyjdzie mu opuścić własny dom, oddać klucze dozorcy, stawić się do transportu w nieznanym kierunku. Tak Helga traci przyjaciółkę Ewę, której już nigdy nie zobaczy. Wreszcie nakaz wysiedlenia otrzymuje także rodzina Weissów.

Trafiają do Terezina, pokazowego obozu koncentracyjnego urządzonego przez Niemców w dawnym czeskim miasteczku-twierdzy. Warunki bytowe są tu na pewno lepsze niż znane nam z filmów, opowiadań Borowskiego czy bogatej dokumentalistyki. Ludzie noszą cywilne ubrania, nie ma głodu, wystawia się nawet spektakle teatralne. Z powodu przyjazdu rozmaitych komisji międzynarodowych Niemcy urządzają mistyfikacje. Na obozowych skwerach rosną kwiaty, działają kawiarnie i sklepy, gdzie bez żenady sprzedaje się przedmioty odebrane przedtem więźniom. Trwa jednak nieustająca tortura psychiczna. Rodziny są rozdzielone, odchodzą tajemnicze transporty. Nie docierają też żadne informacje. Niektórzy opowiadają sobie tylko o grupie polskich dzieci, przywiezionych do Terezina z jakiegoś innego obozu. Kiedy opiekunowie chcieli zaprowadzić je do łaźni z prysznicami, zaczęły nagle uciekać, krzycząc: „gaz!”, „gaz!” Nikt nie wiedział, co to znaczy. Wkrótce wywieziono także ojca Helgi i jej przyjaciela Otę. Ojciec nie wrócił, miejsce jego śmierci pozostało nieznane, nazwisko Oty Autorka znalazła po latach wyryte na ścianie praskiej synagogi Pinkasów wśród nazwisk innych ofiar niemieckich zbrodni.

Helga wraz z matką trafiły do Auschwitz, potem do Freibergu i Mauthausen. Cudem udało im się przetrwać, ostatnią grupę Żydów zagazowano w Mauthausen zaledwie na kilka dni przed końcem wojny! Zeszyty z dziennikiem wuj Autorki zamurował w ścianie terezińskiego obozu i dlatego ocalały.

Gdyby ktoś spytał mnie o najstraszniejszy wynalazek ludzkości przysparzający jej największych cierpień, odpowiedziałbym – ideologie. To one sprawiają, że człowiek przestaje być człowiekiem. I przed nimi także przestrzega ta wstrząsająca książka, wiele lat temu napisana przez młodą dziewczynę.

Przeczytaj poprzedni wpis:
Czy trzeba wyciąć 16 ha lasu?

Mija rok od tragicznego wypadku koło olsztyńskiego lotniska w Dajtkach, w którym zginął pilot szybowca. W raportach Komisji Badań Wypadków Lotniczych, jako jedną z przyczyn katastrofy...

Zamknij
RadioOlsztynTV