Wiersz nocy wigilijnej
Wszystko wskazuje na to, że poezja może doprowadzić do zbrodni. To zdanie nie jest, niestety, efektowną figurą retoryczną, ale szczerą, paskudną prawdą, o czym mogli się Państwo przekonać śledząc ostatnio sprawę morderstwa w Białej Podlaskiej popełnionego przy udziale debiutującej poetki. Jaką rację ma sztuka, jeśli w pogoni za jej sensem zabija się człowieka?
Poezji w służbie zła przeciwstawia się cała europejska tradycja literacka; antyczna i biblijna. Zło eksponowane w wierszach, obecne w manifestowanych postawach samych poetów, prawie zawsze służyło refleksji moralnej, opisowi triumfu dobra czy choćby tęsknoty bądź naturalnej ludzkiej skłonności ku dobru.
Rafał Wojaczek, zmarły ponad czterdzieści lat temu legendarny polski „poeta przeklęty”, napisał niezwykły wiersz o wieczorze wigilijnym, odnoszący się do „świętego czasu”, który, jak co roku, przeżywamy o tej porze:
Na Twoje urodziny jestem sam, bezbronny / (…)Osoby dawnych wierszy ode mnie odeszły / I nie mam uroczystej zastawy na stole / I nie ukrywam się za krzakiem drzewka / Czy za zasłoną parującej zupy /
I nie mam psa pod stołem z którym bym rozmawiał / I żaden list nie przyszedł Nadawcy umarli / Na wymyśloną im przeze mnie śmierć / Autorzy byli i zabrali książki.
Człowiek bezgranicznie samotny, pozbawiony nawet ojczyzny, po której pozostał „trup pamięci” i zasypany śniegiem krajobraz za oknem, jest rzeczywiście bezbronny wobec zła. Ale nie do końca. Pozostaje poezja, która uwzniośla, rodzi kroplę staczającą się po policzku, przypomina, na chwilę odmienia beznadziejność życia choćby jednym wewnętrznym podmuchem gorąca.
To paradoksalne, ale zupełnie tak samo jak Wojaczek myślał i czuł prawie dwieście lat wcześniej poeta z zupełnie innego świata – Franciszek Karpiński. Sentymentalista, „poeta serca”, autor sielanek i erotyków, napisał też kilka pieśni religijnych, dzięki którym stał się najpopularniejszym… poetą anonimowym. Pieśni takie jak „Kiedy ranne wstają zorze”, „Wszystkie nasze dzienne sprawy” były i są powszechnie wykonywane przez dwa stulecia, tylko nazwisko ich twórcy wyparowało jakoś ze zbiorowej świadomości. Najbardziej znana spośród nich jest oczywiście najwspanialsza polska kolęda:
Bóg się rodzi, moc truchleje / Pan niebiosów obnażony / Ogień krzepnie, blask ciemnieje / Ma granice – nieskończony
To pieśń również pisana w nieciekawej sytuacji osobistej, w dramatycznych realiach upadającego kraju, zdrady, bałaganu, niepewnej przyszłości. Poezja jednak ma siłę przekonywania do tego, co w ludziach dobre. Przychodzący na świat Chrystus jest jedynym światłem ludzkiego losu, nadzieją na pokonanie zła i ciemności.
Rafałowi Wojaczkowi, piszącemu swój wigilijny wiersz 24 grudnia 1968 roku, pozostała już tylko prowokacja. Brak perspektyw, beznadzieja, polityczny knebel wymusiły na nim demonstracyjne poddanie się złu, pogardę dla innych, sponiewieranie moralne i wariackie pijaństwo – przede wszystkim na pokaz, dla dania świadectwa rzeczywistości. I wtedy padają słowa skierowane do zstępującego na Ziemię Jezusa, wspaniała puenta wiersza:
Teraz się rodzisz, żeby mnie zwyciężać.
Zwyciężać nie „mnie” – człowieka, ale zło we mnie, choćbym nie wiem jaką przypisywał mu rolę…
Wracając do wspomnianych na początku makabrycznych wydarzeń – nie mogę się pogodzić ze zbrodnią, w którą w sposób trywialny wplątuje się literaturę. Nie tylko literatura, cała sztuka musi prowadzić człowieka ku dobru, choćby nawet przez prowokację, drwinę, obrazoburstwo, ale tylko w tę jedną stronę! Inaczej przestaje być sztuką, traci rację bytu.