Strona główna Radio Olsztyn
Posłuchaj
Pogoda
Olsztyn
DZIŚ: 6 °C pogoda dziś
JUTRO: 4 °C pogoda jutro
Logowanie
 

Cejlońska wyprawa w nieskończoność

Joanna Bator. Wyspa łza

„Niemiecka para zabrała ją samochodem z Labookellie do miasta Nuwara Eliya. Sandra wysiadła koło pól golfowych. Nie spotkali się już i tu urywa się ślad. Sandra po wizycie na plantacji herbaty znikła i nikt jej więcej nie widział. (…) Rozwiała się we mgle miasteczka namokłego od wilgoci” – tak o swojej bohaterce pisze Joanna Bator w pierwszym rozdziale najnowszej powieści „Wyspa łza”.

Sandra Valentine była postacią autentyczną, o jej zaginięciu na Sri Lance ćwierć wieku temu informowała światowa prasa. Trzydziestoletnia Amerykanka, „zmęczona pośpiechem życia i dręczona poczuciem bezsensu”, wzorem wielu rówieśników, wypalonych yuppies z epoki korporacyjnego szaleństwa, zafundowała sobie egzotyczną, samotną podróż. Nigdy z niej nie wróciła, znaleziono tylko plecak, przewodnik turystyczny i połamane okulary. Nie znaleziono ciała.

Joanna Bator wraz z fotografem Adamem Golcem wyrusza jej śladem. „Moje podróże są intensywne, a nie ekstensywne – wyznaje Autorka – i nigdy nie polegały na ciągłym przemieszczaniu się z miejsca na miejsce, lecz raczej na delikatnym i nietrwałym wrastaniu przez rok czy dwa w jakieś miasto, które zawsze opuszczam dokładnie wtedy, kiedy zaczyna nabierać cech domu, a ekscytacja nowością znamion przyzwyczajenia.”

Tu od razu rodzi się skojarzenie z „Biegunami” Olgi Tokarczuk, w której to powieści mamy wykładnię takiego podejścia do życia. I już po kilku stronicach „Wyspy łzy” widzimy, że los Sandry Valentine to tylko pretekst, że cała podróż na Sri Lankę – Wyspę Łzę jest pretekstem dla opisania podróży do wnętrza samej siebie i do wnętrza czasu. Dla poszukiwania i zgłębienia swojego drugiego ja – występującego pod postacią towarzyszącej Autorce „mrocznej bliźniaczki”.

Miałem wielki kłopot z tą książką. Joanna Bator to pisarka doceniona przede wszystkim za „trylogię wałbrzyską” – „Piaskową górę”, „Chmurdalia”, „Ciemno, prawie noc”, z nagrodą „Nike” za tę ostatnią część. I tu, w „Wyspie łzie”, można znaleźć mnóstwo sekwencji potwierdzających klasę tego pisarstwa:

„Postanawiam jednak spojrzeć słońcu Negombo odważnie w twarz, zanim się utopi, i Kumaty Kumar zawozi mnie na plażę z piaskiem rozpalonym ostatnimi cynobrowymi plamkami, jakby leżały na nim pocięte szaty buddyjskich mnichów. Take your time, my Lady Boss, mówi i wydaje mi się, że dosłowny przekład angielskiego wyrażenia ma jakiś głęboki sens, muszę wziąć swój czas, bo to ja tu jestem Lady Boss, i nie przejmować się, że ten świat nie mieści się w wymyślonych na niego pomysłach, jak matrioszki upychane w złej kolejności.”

Ale oprócz siły wyobraźni, plastyki, zachwycających puent, mnóstwo w tej powieści-eseju pretensjonalności i męczącego pietyzmu Autorki wobec samej siebie. To namaszczone wywodzenie o własnych przeżyciach, dzieciństwie, wyborach, nienawiściach i miłościach prowadzone tonem filozoficznego traktatu! To piętrzenie metafor! Te odniesienia kulturowe i społeczne! Czegoż tu nie ma! I Witkacy, i Amy Winehouse, i Ariadna z Naksos, i „Sklepy Cynamonowe”, Puccini, Bruno-Milczewski i „Ulisses”, i „Czarodziejska góra”, i „Trans-Atlantyk”; Nowy York, Monachium, Wałbrzych, Tokio i polemika z własnym pisarstwem. I jeszcze więcej, więcej, więcej… Jednym słowem – cały świat. Czy można opisać siebie wobec całego świata w jednej książce?

Może więc potraktujmy „Wyspę łzę” Joanny Bator jako eksperyment tego rodzaju. Od Państwa będzie zależało, czy udany, czy nie.

Włodzimierz Kowalewski

(łw)

Więcej w felieton literacki, książka, Włodzimierz Kowalewski, Joanna Bator
Jak co roku – dwudziestka ,,Nike”

Nagroda „Nike” miała być polskim literackim Noblem i tak rzeczywiście było przez kilka lat od pierwszej edycji w roku 1997. Gwarantowały to wielkie nazwiska w składach...

Zamknij
RadioOlsztynTV