Biblioteczka książek zapomnianych: ,,Pozdóże do Włoch” Jarosława Iwaszkiewicza
Sycylia potrafi zaprzeć dech w piersiach od pierwszego kroku, od podniesienia żaluzji w hotelowym oknie. Łuk zatoki, strome zbocza, domy przylepione do skał, za lekką mgiełką daleki brzeg Kalabrii. I ten błękit nieba i morza, za którym tak tęsknili dawni malarze, zupełnie inny niż „błękit pruski”…
Pojechaliśmy tam, pakując do walizki kolejną „książką zapomnianą” – wydane w roku 1977 „Podróże do Włoch” Jarosława Iwaszkiewicza. Podróżowaliśmy zatem po Sycylii niejako z Iwaszkiewiczem „pod pachą”.
Jarosław Iwaszkiewicz to jedna z najważniejszych postaci naszej literatury XX wieku. Gigant prozy, poeta, dramaturg podziwiany za talent i pracowitość, i jednocześnie krytykowany przede wszystkim za – powiedzmy – „spolegliwość” polityczną, dzięki której mógł wieść niezakłócony żywot „arystokraty ciała i ducha” nawet w czasach stalinowskich.
Italia była wielką pasją autora „Panien z Wilka”, a najważniejszą w tej pasji rolę odgrywała Sycylia, której Iwaszkiewicz poświęca jedną ze swoich włoskich opowieści. Zauroczenie Sycylią nastąpiło niejako na odległość, w ukraińskim Elizawetgradzie podczas pierwszej wojny światowej i pod wpływem opowiadań Karola Szymanowskiego w trakcie komponowania jego muzycznych poematów, między innymi słynnego „Źródła Aretuzy”. Po kilku latach samemu Pisarzowi dane było stanąć nad prawdziwym źródłem w Syrakuzach, niedaleko „Hotel des Etrangers”. Nazywa je, co prawda, trochę pogardliwie „sadzawką, małą półokrągłą sadzawką, częściowo podówczas zarośniętą papirusami”, ale to wcale nie przeszkadzało w stworzeniu dość przejmującego sonetu:
Jęk czarnych papirusów u kamiennej śluzy / Szelest usłyszysz cichy drzemnej wodnej głębi / I przez senne gruchanie uśpionych gołębi / W nocy, kiedy nad źródłem staniesz Aretuzy.
Dziś miejsce to nie robi takiego wrażenia, wtedy pewnie też nie robiło. Półokrągły, kamienny basen, turyści, odgłosy samochodów. Ale od czego wyobraźnia artystów. Bez niej nie byłoby pięknego wiersza, a przede wszystkim – olśniewającego arcydzieła muzycznego Karola Szymanowskiego.
Innym ulubionym miejscem Iwaszkiewicza na Sycylii była Taormina. Jeździł tam przed wojną, a jeszcze częściej w latach 60-tych i 70-tych. I dziś, i w jego czasach był to jeden z najbardziej renomowanych włoskich kurortów. „Grand Hotel Timeo”, gdzie się zatrzymywał i mieszkał tygodniami, nadal istnieje, jest chyba najdroższym hotelem w okolicy. Taormina słynie ze wspaniałych widoków. O jednym z nich Pisarz wspomina opisując amfiteatr grecki sprzed 2000 lat, największą architektoniczną atrakcję tego miasta:
(…) teatr ten jest czymś bardzo pięknym – i tylna dekoracja tego teatru, na którą się składa lazurowa morska zatoka i spiczasta piramida olbrzymiej Etny, jest czymś jedynym na świecie. Piękno masy całej Etny, zawsze od góry pokrytej śniegiem i najczęściej dymiącej, jest czymś tak niezwykłym , tak wzruszającym.
Tu Mistrz nie do końca ma rację, Etna nie zawsze pokryta jest śniegiem, akurat teraz, w lipcu 2015, nie była. Unosił się jednak nad nią pióropusz białego dymu, a sam Iwaszkiewicz widział prawdziwą erupcję tego wulkanu wiosną 1974 roku.
Natomiast w antycznych murach amfiteatru – koncert mocno już przywiędłego zespołu „Spandau Ballet” – zderzenie przemijającej, tandetnej pięknostki z pięknem rzeczywistym i wiecznym.
Warto sobie przypomnieć te mądre i erudycyjne wyprawy Jarosława Iwaszkiewicza do Italii zebrane w tomie „Podróże do Włoch”, gdzie opisuje także widziane swoim okiem Wenecję, Toskanię, Neapol, Bari i Rzym. Warto sobie przypomnieć nawet nie ruszając się z domu. To jedna z niewielu lektur potrafiących nadać trochę głębi dzisiejszemu trywialnemu światu.
Włodzimierz Kowalewski
(łw)