Trzy billboardy za Ebbing, Missouri
Kocham takie kino, kocham takie filmy w których o coś chodzi a twórcy mają coś do powiedzenia w dodatku istotnego. Taki właśnie jest obraz „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”.
Amerykanie zawsze byli znakomici w kinie społecznym, filmowcy amerykańscy wyssali je z mlekiem hollywoodzkiej matki. Przypomnę Państwu, że rok temu wśród nagrodzonych Oscarem filmów był „Manchester by the sea”, przejmujący film o tragedii rodzinnej, która nie ma końca, to tu Casey Affleck dostał Oscara za główną rolę męską. Tegoroczny przebój społeczno – obyczajowy „Trzy billboardy za … ” to też jest dramat rodzinny, wielowarstwowy, opowiadający o śmierci w rodzinie i o odkupieniu za winy.
Jednak „Ebbing” to film dynamiczny z elementami gorzkiej komedii, natomiast „Manchester” był i jest filmem wyłącznie dramatycznym, prawie bez nuty optymizmu. W „Ebbing” mamy wszystko, nie tylko świetnie skrojone role, ale i szeroki kontekst społeczno – obyczajowy. Wracając do ról, wszyscy zagrali tu koncertowo, począwszy od Frances McDormand i Sama Rockwella, kończąc na Woodym Harrelsonie, który po raz kolejny pokazał, że jest znakomitym aktorem charakterystycznym i najzwyczajniej w świecie świetnym aktorem, który sprawdza się w każdej roli.
Ogólnie rzecz ujmując film został rewelacyjnie obsadzony i jak sądzę doskonale oddał atmosferę dzisiejszego Południa Stanów. Jak wiemy świat się zmienia i to dosyć dynamicznie, więc nie należy szczególnie przywiązywać się do tego co dzisiaj obowiązuje, pojutrze będzie zupełnie inaczej. Ale na szczęście są stałe wartości takie jak: miłość, uczciwość, prawda, empatia, przyjaźń, bezinteresowność, mógłbym wymieniać, ale to wszyscy wiemy.
„Ebbing” zrobiło na mnie wrażenie jeszcze z jednego powodu, to po prostu świetna historia, dobrze opowiedziana z pomysłem jakże prostym a finezyjnym. Powtórzę się, kocham takie kino.
Być może zapytacie o to, co aktualnie czytam? Odpowiem jeśli pytacie. Dawno dawno temu w pewnej odległej galaktyce, nie, po prostu dawno temu w Anglii, Agata Christie powołała do życia Herculesa Poirot’a, belgijskiego detektywa, który rozwiązywał najbardziej skomplikowane zagadki kryminalne, otóż wróciłem do powieści z 1934 roku „Morderstwo w Orient Expressie” – moja ulubiona pani Agaty, to urocza, staroświecka powieść kryminalna, czyta się ją ze wzruszeniem i łezką w oku. Film Kennetha Brannagha według powieści jest znakomity, ale o tym innym razem.
Kinoman