Policja muzyczna
Wyobraźmy sobie istnienie policji muzycznej. Najpierw trzeba by było powołać specjalną komórkę oceniającą jakość powstających piosenek.
Komisja decydowałaby, który numer jest zgodny z prawem, a za który można siedzieć. Po wyroku, jasnoniebieskie (od Błękitnej Rapsodii) samochody zajeżdżałyby z ekipą pod dom muzyka i wywlekały go zakutego w kajdankach. Dopuszczalne by było bicie i głodzenie. Więzienia będą ciężkie, zniechęcające do dalszego grania. Na szczęście od razu powstałoby muzyczne podziemie, gdzie rebelianci celowo graliby tragiczną muzykę przyprawiającą zmarszczki na zmarszczkach. Inspirację czerpaliby z obecnie topowych przebojów.
Garść nowych nowości pachnących nowością.
Stromae – Tous Les Memes – Francja to taka mniejsza muzyczna Anglia. Również wielki tygiel muzyczny, tylko mniej znany. A szkoda. A tak na marginesie to się chyba starzeję, że podobają mi się takie kawałki.
Royksopp – Running to the Sea – to się chyba nazywa electro pop i jakoś za granicą to lepiej robią. Trzeba umieć wyważyć pomiędzy pochmurnością a banalnym patosem. Royksopp robią to świetnie.
U2 – Ordinary love – choćbym bardzo się starał i napiął wszystkie wypukłości, nie potrafię uwierzyć w moc muzyki wykonywaną przez sytych i bogatych, na rzecz ciemiężonych i w niedostatku. „Przecież wciąż mogli zachować wrażliwość i robić dobrą muzykę”. Jasne, na najdroższych gitarach i perkusjach świata, nuty same się układają w pieśń o biedzie.