Krasicki i Warmia
Po raz kolejny, bardziej dla czystej przyjemności niż z powodu obchodzonej na początku lutego rocznicy urodzin Poety, przeczytałem biografię Ignacego Krasickiego pióra Paula Cazina. Jedyną, jaka istnieje, napisaną przez zapomnianego francuskiego polonistę, wydaną u nas tylko raz, ponad ćwierć wieku temu, w działającej wtedy olsztyńskiej oficynie „Pojezierze”.
Ignacy Krasicki, największy pisarz polskiego oświecenia, przez ponad trzydzieści zajmował tron biskupi w Lidzbarku Warmińskim i tam napisał większość swoich dzieł, w tym najbardziej znane bajki, satyry, poematy heroikomiczne. Pochodził ze zubożałego rodu magnackiego. Karierę duchownego wybrał rozmyślnie, tylko ona dawała w tamtych czasach spokój zacisznego gabinetu, możliwość poświęcenia się pasjom pisania i poznawania literatury. Nie chciał być ziemianinem ani wojskowym. Zapewne z racji pochodzenia wysłano go na studia do Rzymu. Po powrocie wpadł prosto w gorączkę polityczną poprzedzającą wybór nowego króla. Związał się blisko ze środowiskiem Stanisława Poniatowskiego. Wiedział, że przyszły władca jest protegowanym i kochankiem carycy Katarzyny, ale cenił jego osobowość i wykształcenie. Byli rówieśnikami, młodymi ludźmi zapatrzonymi w nowoczesność Zachodu, myśli francuskich filozofów. To przeważyło. Krasicki został głównym publicystą kampanii wyborczej. Zachwycił elity polityczne erudycją, subtelnością, dowcipem. Dlatego już po wyborze Stanisław August Poniatowski nagrodził go w sposób iście królewski. W wieku nieco ponad trzydziestu lat otrzymał biskupstwo warmińskie, jedyne, w którym władza kościelna łączyła się ze świecką, zapewniając także tytuł książęcy.
Kiedy przybywał do Lidzbarka w roku 1766., Warmia była księstwem jak z bajki. Położona na uboczu, ze swoimi wioskami ukrytymi wśród jezior i lasów, z wieżami kościołów wśród cichej zieleni i zamkami z czerwonej cegły. Suwerenności strzegły siły zbrojne w liczbie kilkudziesięciu żołnierzy, a w warmińskich więzieniach zanotowano tylko jednego skazanego. Sielanka trwała jeszcze sześć lat, do pierwszego rozbioru Polski. Książę biskup Ignacy Krasicki znalazł się wówczas w ciężkiej sytuacji, musiał rozluźnić kontakty z Warszawą i zabiegać o względy w Berlinie, u króla Prus Fryderyka II. Jego również, znanego ponuraka, potrafił „rozbroić” swoją elokwencją i humorem.
W Lidzbarku żył pełnią życia. Mieszkał w barokowym pałacu stojącym na pustym dziś miejscu między mostem nad fosą i głównym zamkowym wejściem. Tworzył nie tylko mistrzowską literaturę, wysyłając rękopisy do warszawskich drukarzy. Pisał teksty publicystyczne i naukowe, redagował własną gazetę, tłumaczył. Co ciekawe – np. fragmenty „Pieśni Osjana” McPhersona, romantyczny poemat, wykraczający wyobraźnią poza jego epokę. Interesował się techniką, architekturą, kolekcjonował malarstwo, ryciny i numizmaty. Wokół lidzbarskiego zamku urządził modny park krajobrazowy, wystawiał sztuki teatralne, znakomicie tańczył, uwielbiał dobrą kuchnię i francuskie wina. Przy tym wszystkim, w przeciwieństwie do wielu swoich poprzedników, nie był „biskupem malowanym” – wizytował parafie, konsekrował kościoły, ogłaszał listy pasterskie. W roku 1795. opuścił Warmię na zawsze, zostając arcybiskupem gnieźnieńskim. Zdążył jednak tylko kilka razy podpisać się jako „Prymas Polski” – po trzecim rozbiorze Rzeczpospolita przestała istnieć.
O zwyczajach lidzbarskiego dworu opowiada „Diariusz z Heilsberga”, autorstwa księdza Foxa, bibliotekarza Krasickiego, unikatowy druk opublikowany prywatnie ponad sto lat temu. Zachowały się pojedyncze egzemplarze. Szkoda, że nikomu w Olsztynie nie przyszło dotąd do głowy, żeby zastanowić się nad ponownym wydaniem.
Ignacy Krasicki był najwspanialszą postacią polskiego klasycyzmu i jednocześnie najwybitniejszym pisarzem, jaki kiedykolwiek w historii żył i tworzył na Warmii. To przecież ikona naszej lokalnej kultury, a nasza pamięć o nim jest tak krucha i tak łatwo odstawiamy go na półkę ze staroświeckimi lekturami szkolnymi.