Świąteczne oglądanie
Czasem w święta mamy trochę więcej czasu, a jeśli do tego weźmiemy parę dni urlopu, to tego czasu robi się pewnie zbyt dużo – tak było w moim przypadku w czasie ostatnich Świąt Wielkanocnych.
Wielokrotnie już pisałem, że jestem zagorzałym miłośnikiem seriali kryminalnych, powieści także więc świąteczno-urlopowy czas po części, poza rodzinnym świętowaniem, poświęciłem na zmierzenie się z pewną ilością seriali i filmów fabularnych – sensacyjno-kryminalnych. Zacząłem od produkcji, na którą czekałem, czyli od kontynuacji serialu „Luther”. Tym razem jest to fabuła „Luther.Zmrok”. Idris Elba jak zwykle w dobrej formie, walczy z seryjnym mordercą, film jest bardzo okrutny, ale miłośnikom Luthera spodoba się.
Następnie sięgnąłem po serial, który sobie wyjątkowo cenię – to „Cormoran Strike” – opowieść o intrygującej parze londyńskich detektywów. Grają ich: charyzmatyczny Tom Burke i urocza Holliday Grainger. To już czwarty sezon i typowa brytyjska historia, trochę w stylu Agaty Christie.
Kolejny serial, który obejrzałem z prawdziwą przyjemnością, to rozgrywający się we francuskiej części Kanady – dodaje to sporo smaku całej intrydze – „Three Pines” z Alfredem Moliną w roli głównej. Historia zawikłana, ale emocjonująca i wciągająca. Szkoda, że serial zamknięto po pierwszym sezonie – podobał mi się zwłaszcza dlatego, że dotyczył historii kanadyjskich Indian.
Pojawił się kolejny już sezon przygód legendarnego „Perrego Masona” – adwokata znakomicie granego przez walijskiego aktora Matthew Rhysa, prowadzącego wyjątkowo trudne sprawy w latach 30. ubiegłego wieku w Los Angeles. Serial zrobiony z wyjątkowym smakiem, kulturą, przepiękną muzyką Terence Blancharda – amerykańskiego trębacza jazzowego. Aktualnie „Perry Mason” to mój numer jeden, jeśli chodzi o seriale.
Świąteczny sezon zakończyłem mocnym uderzeniem – filmem fabularnym „Bullet Train”. To sensacja amerykańsko-japońska z Bradem Pittem w roli głównej. Dla mnie zbyt enigmatyczny, zakręcony, hałaśliwy i zbyt kolorowy, paru szczegółów nie zrozumiałem i myślę, że nie był to po prostu film dla mnie, raczej dla młodszego widza. I to już prawie wszystko. Zacząłem oglądać „Nocnego Agenta”, ale jeszcze nie mam zdania – może później coś napiszę, ale mam sporo wątpliwości co do tej produkcji.
Nie samym filmem człowiek żyje, więc aktualnie czytam znakomitą powieść pisarza z Finlandii – Antiego Tuomainena „Czynnik królika” – bardzo mi się podoba, jest dosyć przewrotna i zabawna.
Kinoman