Spacerując lasem
Maskowanie, skradanie, cichy podchód, zasiadki, zarwane noce, czego to ja nie robię, by ilość ciekawych obserwacji w lesie była istotna. Robię wiele, wkładam w to mnóstwo wysiłku i bardzo się staram. Poprzedni post był jednak świadectwem, że w lesie nie tylko chęci się liczą.
Wczoraj dla odmiany poszedłem z żoną i psem (na smyczy!), na typowy rodzinny spacer po lesie. Oznacza to, że przemieszczaliśmy się wyłącznie leśnymi drogami, w normalnych ubraniach, bez skradania i przyczajek.
Jedyne odstępstwo od klasycznego rodzinnego spaceru to fakt, że rozmawialiśmy szeptem. Pies szczęśliwie w lesie zachowuje się jak na rasę myśliwską przystało – przyzwoicie, jest czujny i nie czyni bezpodstawnego zamieszania.
Już po chwili, z mijanego młodnika, hałaśliwie i bez kompromisu ruszyła wataha dzików. Były od nas o 8-10 metrów. Nie udało się ich w tej gęstwie sfotografować, ale przygoda „fonicznie” była wyśmienita.
Posłuchaj gawędy Krzysztofa Mikundy
(łw)