Strona główna Radio Olsztyn
Posłuchaj
Pogoda
Olsztyn
DZIŚ: 4 °C pogoda dziś
JUTRO: 13 °C pogoda jutro
Logowanie
 

Śmierć na Nilu

mat. promocyjne

No i wakacje się skończyły, nadchodzi jesień i nowy sezon filmowy. Z tego akurat się cieszę i liczę na pozytywne wrażenia i po prostu na dobre kino.

A dzisiaj wakacyjne wspomnienia „Śmierć na Nilu” według Agathy Christie w reżyserii Kennetha Branagha. Dodam, że jest to obok „Morderstwa w Orient Expressie”, moja ulubiona powieść Christie. Ważne jest także to, że obydwie powieści ostatnio przeniósł na duży ekran Branagh tworząc taki specyficzny dyptyk poświęcony Herkulesowi Poirotowi i samej Christie.

Poirot – genialny detektyw, rodem z Belgii, jest w stanie rozwiązać każdą zagadkę, nie wstając z fotela przy kominku – taka jest siła jego umysłu. Sama zagadka i jej rozwiązanie to w filmie sprawa w zasadzie drugorzędna, ważny jest film i jego przesłanie. Branagh zrealizował kino w starym stylu, niemal z lat 50. ubiegłego wieku. Zrobiony z rozmachem, w prawdziwych plenerach – ekipa wybrała się do Egiptu. Statyczna praca kamery, powolna narracja, zbyt wiele gwiazd, jak na jeden film – nawet zapomnianych, tak jak Anette Benning. Muzyka nastrojowa, lekko pompatyczna i prowadzenie widza za rękę, niemal dosłownie.

Aktorzy: obok Branagha – Poirot, gwiazdą filmu jest tu aktorka z Izraela Gal Gadot – olśniewająco piękna, ale z talentem to trochę niestety jest na bakier. Film sobie płynie, Nil jest zjawiskowy. Trup pada gęsto, prawie wszyscy są podejrzani, chociaż intryga jest szalenie prosta, niemal banalna. Chodzi o piękno Egiptu, stylizację i hołd złożony kinu, które już odeszło, wielkim reżyserom, wielkim aktorom i aktorkom. Kiedyś filmy kręcono z niezwykłą dbałością o szczegóły – oczywiście popełniając błędy, często kardynalne. Aktorzy grali nieco sztucznie z teatralną emfazą, a działalność promocyjna polegała na donoszeniu o romansach aktorów i skandalach w czasie realizacji filmu. Plotki związane z produkcją często były ważniejsze od samego filmu, bo to one, oprócz gwiazd, gromadziły publiczność w kinach. W sumie film mi się podobał, mimo tych teatralnych konotacji. Jest lekko manieryczny, ale to jest jego urok. Tak więc „Śmierć na Nilu” to niezła wakacyjna rozrywka.

Moja najważniejsza wakacyjna lektura to nowa powieść amerykańskiego pisarza Amora Towlesa „Lincoln Highway”. To typowa powieść drogi, rozgrywająca się we wczesnych latach 50. XX wieku. Podróż ze wschodu z Nowego Jorku do Kalifornii pierwszą międzystanową autostradą łączącą obydwa wybrzeża. Powieść pełna przygód i fantastycznych – charakterystycznych postaci, rodem z powieści Marka Twaina czy Johna Steinbecka. Świetna lektura, nie tylko na wakacje.

Kinoman

Więcej w film, kino
„Rzeczywistość” hasłem tegorocznej edycji WAMA Film Festiwalu

"Rzeczywistość" to hasło tegorocznej, dziewiątej już edycji WAMA Film Festiwalu. Wydarzenie rozpocznie się za dwa tygodnie w Olsztynie. Przed nami pokazy i konkursy filmów długich i...

Zamknij
RadioOlsztynTV