Strona główna Radio Olsztyn
Posłuchaj
Pogoda
Olsztyn
DZIŚ: 5 °C pogoda dziś
JUTRO: 4 °C pogoda jutro
Logowanie
 

Po co mi te motocykle…

Już jako nastoletni chłopiec (w wieku mojego pierworodnego Bartosza) miałem jedno marzenie: wsiąść na wyposażony w silnik jednoślad i z wiatrem we włosach gnać przed siebie. Niestety, moich pomysłów, w przeciwieństwie do rodziców moich kolegów, nie popierali moi „starzy”…ale… młodość nie zna przeszkód, skrzydła rozwija, gna i balansuje na ostrzu odpowiedzialności. Nie raz i nie dwa po cichu, podkradałem Ojcu (Tato przepraszam) klucze od garażu i kluczyki od jego Jawy by w środku letniej nocy, niczym wolny ptak wypuścić się z gniazda i nieskrępowanie w błękitnej otoczce spalin dwutaktu, zrobić wielką pętlę z Dworcowej, po szeroko pojętym mieście (ależ wydawało się ono wielkie w drugiej połowie lat 80-tych). Potem było liceum – pozdrawiam pedagogów – a szczególnie jednego, czynnego do dziś motocyklistę – profesora Czesława Swaryczewskiego – i wspólne z kolegami rozmowy o „motórach”. Pod koniec pierwszej klasy, sprzedałem elektryczną gitarę, a pozyskane tą drogą środki zainwestowałem w pierwszy „poważny” motocykl WSK 175.

Niestety, ów pojazd nie przeżył drogi spod barczewskiego Kronowa do Olsztyna – po prostu z silnika, już po kilku kilometrach wyskoczył korbowód. Czym tu się jednak załamywać, motor trzeba zapchać do domu pomyślałem i w 30 stopniowym upale przepchałem WSK z Barczewa do działek na Wójtowej Roli. Dalej nie dałem już najnormalniej rady, a wysiłek przypłaciłem torsjami. Co nas nie zabije nas wzmocni – mówi jednak pewne porzekadło, a ten falstart wciągnął mnie w motocykle na dobre. WSK kupiona za pieniądze z gitary już nigdy nie odżyła, choć razem z klasowym kolegą Adamem Soroko (pozdrawiam, co u Ciebie stary przyjacielu?), spędziliśmy nad jej silnikiem całe wakacje. Potem były kolejne dwie WSK, obie awaryjne 😉 dwa Junaki – jeszcze gorsze. Motocykl produkcji radzieckiej Dniepr 650 – a właściwie hybryda, którą przez dwa lata tworzyłem w wózkowni pod blokiem. Ten także zawodził, a potem nastała nowa era.

Na rynku pojawiły się jednoślady produkcji japońskiej – bezawaryjne, nowoczesne, ładne – a takich określeń na tamten czas znalazłbym jeszcze co najmniej kilkanaście. Wymieniając więc wszystkie stalowe rumaki po kolei w mojej stajni gościły: Honda XBR 500, Honda VF 750, Suzuki VZ 800, Honda Gold Wing 1100, Yamaha SR 400 i Yamaha TDM 850. Jednak to co z pozoru fajne i mało kłopotliwe okazało się być moim przekleństwem. Naszedł nawet dzień, gdy pomyślałem – po co mi te motocykle, gdzie ten dreszcz emocji z nastoletnich czasów. Takich myśli było coraz więcej aż do zakończenia sezonu 2009. W jednym z podolsztyńskich ośrodków wypoczynkowych wsiadłem na legendę z czasów dzieciństwa Harleya Davidsona 883, którego na krótką przejażdżkę użyczył mi kolega Grzegorz ps. Meliorant (dozgonne dzięki za ten moment) . I to był początek nowej epoki. Ten designe, wszystko zrobione z metalu, jedyny w swoim rodzaju gang silnika, a do tego wibracje – takie jak w motocyklach z lat 50tych. O niczym innym już nie myślałem tylko co zrobić by do garażu wprowadzić wymarzonego Harleya. Ileż moja żona nasłuchała się o przewagach HD na innymi markami i w jaki sposób mogę sfinansować ten przedmiot pożądania.

Knułem tak cała zimę, potem wiosnę, a rozwiązanie podsunął mi kolejny kolega Jarek zwany Samburem, który nabył taki jednoślad, model Heritage, ale po miesiącu był zmuszony go sprzedać. Harleya dostałem do testowania na cały majowy długi weekend, a chęć jak najdłuższego wspólnego spędzania czasu sprowadzała się do tego, że nawet po pudełko zapałek jechałem do najbliższego sklepu robiąc 20-30 kilometrów. Niedługo potem nastał ten dzień gdy stałem się posiadaczem motocykla legendarnej marki. I choć maszyna została sprowadzona z USA w stanie… powiedzmy agonalnym, uznałem, że nic nie stoi na przeszkodzie, by wyruszyć w samotną podróż do Krakowa. W jedną stronę się udało w drugą już gorzej. 500 kilometrów od domu, motocykl „rzucił palenie”, a w szczerym polu musiałem znaleźć elektryka samochodowego.

Fachowiec znalazł się w miejscowości kilka kilometrów dalej – a tę drogę pokonałem na Harley`u ciągniętym na linie za osobowym Fordem, psując nerwy kierowcom, którzy na drodze pełnej serpentyn utknęli w ruchomym korku. Małopolski wybawiciel poradził sobie z problemem, niemal od ręki, a ja z zaledwie jednodniowym opóźnieniem mogłem powrócić do domu. Historia zatoczyła koło, co mnie nie zabiło, to mnie wzmocniło, a ten motocykl, trzynasty na mojej liście, dodał mi nowych sił i przeświadczenia, że po zimie w profesjonalnym warsztacie mój HD zawiezie mnie gdzie tylko zapragnę. Od tego momentu mamy na koncie wspólne trzy sezony – czy bezawaryjne i pełne przygód? O tym następnym razem, teraz pędzę do garażu sprawdzić jak się ma mój stalowy Bucefał…*

 

*Bucefał – ulubiony rumak Aleksandra Wielkiego, jednej z historycznych postaci, które szczerze podziwiam.

 

RadioOlsztynTV