Good Morning, Vietnam
To oczywiście tytuł znakomitego antywojennego filmu wyreżyserowanego przez Barry Levinsona w 1987 roku. Tak, wiem – miało być wakacyjnie i o muzyce. Będzie, bo to przecież film o radiu i o muzyce lat 60-tych ubiegłego wieku.
W filmie w roli głównej wystąpił genialny Robin Williams. Zagrał prawdziwą postać radiowego prezentera pracującego w armijnym radiu w Wietnamie w czasie wietnamskiej wojny. Grana przez niego postać to prezenter Adrian Cronauer – legenda amerykańskiego radia. Kolejna główna filmowa rola to amerykański pop lat 60-tych: Beach Boys, Louis Armstrong, James Brown, Searchers, Them (Irlandczycy z Belfastu). Jakby nie mówić, chodzi o pop-rock z tamtych czasów. Muzyka świetnie zagrała zarówno jako ilustracja i główny bohater filmu.
Być może nie wszyscy pamiętają o co chodziło w wietnamskiej wojnie – chodziło o wpływy, o wolność, o rywalizację światowych mocarstw. Była to także wojna kulturowa, nie tylko polityczno-militarna. Militarnie Amerykanie przegrali, kulturowo zdecydowanie wygrali, a amerykański styl życia przez lata był wiodącym i obowiązującym stylem w wielu częściach naszego świata. Teraz jest trochę inaczej, ale kto wie, co przyniesie przyszłość.
Oglądając „Good Morning, Vietnam” zawsze mam ciarki na plecach, przypominając sobie Robina krzyczącego w studiu radiowym właśnie – Good morning, Vietnam! To była i jest, moim zdaniem, życiowa rola Williamsa, grającego zwykłego radiowca zaplątanego w światową historię i przegrywającego z biurokracją amerykańskiej armii. Jednostki nie mają szans w jakimkolwiek starciu z potęgą wojska, co jest chyba dosyć oczywiste. Filmów o wietnamskiej wojnie Amerykanie nakręcili sporo, są to różne filmy i takie jak wspomniany „Good Morning, Vietnam”,”Łowca jeleni”, „Czas Apokalipsy”, „Forest Gump” – ten film zasługuje na oddzielny felieton, czyli obrazy nawiązujące ideowo do amerykańskiej kontrkultury i pokolenia kontestującego amerykańską politykę wojennych interwencji. Czy owi kontestatorzy mieli rację ? Kiedyś byłem o tym przekonany, teraz zdecydowanie mniej, ale w dalszym ciągu jestem zdecydowanym przeciwnikiem militarnych rozwiązań, zwłaszcza gdy giną niewinni, zwykli ludzie.
Wracając do filmów, w USA powstawały różne filmy, nie tylko piętnujące politykę amerykańskich władz, także popierające i pokazujące okrucieństwo Vietcongu: „Zielone berety”, „Zaginiony w akcji” czy klasyczny już „Rambo – pierwsza krew”. Jest tego sporo i zazwyczaj są to niezłe filmy, trochę w czarno-białym, westernowym stylu, ale przecież lubimy także jednoznaczne opowieści i chętnie do nich wracamy. Jednak „Good Morning, Vietnam” jest tak dobrym, wzruszającym i mądrym filmem, który pewnie na zawsze zostanie w naszej pamięci, nie tylko dzięki Robinowi, także dzięki uniwersalnej opowieści. Warto sobie przypomnieć.
Kinoman