Witaj Święty Mikołaju
Witaj Święty Mikołaju to jeden z moich ulubionych świątecznych filmów, nie oglądałem go od lat, bo zrobiłem sobie przerwę, chyba telewizje o nim zapomniały, może kiedyś przegapiłem.
Ale gdzieś tam w pamięci krążył Chevy Chase ze swoim świątecznym szaleństwem. I proszę Państwa zdarzył się świąteczny cud, w jednym ze sklepów z filmami i płytami zapytałem, tak na rybkę, czy przypadkiem nie mają na składzie Witaj Święty Mikołaju.
Ku memu niesamowitemu zdziwieniu film po prostu był na półce i czekał na mnie, w dodatku w specjalnej wersji, z dodatkami, ale technicznie to sprzed 20 lat, czyli dosyć średnio. Jednak mimo wszystko to OK. Obsada wyśmienita: Chevy Chase, Beverly D’Angelo, Randy Quaid, Johnny Galecki (obecnie dr Leonard Hofstader z Teorii wielkiego podrywu (oczywiście jeszcze jako dzieciak) i Juliette Lewis. Producenci sypnęli forsą.
Witaj Święty Mikołaju nie odbiega specjalnie od tradycyjnej świątecznej opowieści, bo mamy tradycyjny świąteczny happy end, przywrócenie wiary w rodzinne święta i w to, że trzeba lub powinno się być dobrym, bo warto, bo życie właściwie powinno być takie, ale jak wszyscy wiemy, nie jest takie tylko zupełnie inne, szkoda.
Już wracam do filmu, myślę, że jest to życiowa rola Chevy Chasa.
Film jest sprawnie zrealizowany, dowcipy na poziomie, ale nie zawsze – to dobrze, kot niestety ginie tragicznie, szef okazuje się być mniejszą świnią niż starał się być. Młodzi miastowi omal nie zwariowali, co im się słusznie należało za podejście do życia, dzieci dostały prezenty, a Chevy wymarzony czek. Zima ładna, choinka piękna, piosenki z dzwoneczkami urokliwe, dekoracje świąteczne w nadmiarze, no i ta magia świąt, której nic nie może popsuć, nawet spalony indyk (Ameryka), nieproszeni goście, zły humor gospodarza oraz bardzo groźna wiewiórka.
Proszę Państwa, to jest stare kino, bo film powstał 25 lat temu, a czas jest nieubłagany i pędzi jak Struś Pędziwiatr i nie tylko my się starzejemy, starzeje się wszystko, filmy również.
Tu jednak mimo moich zastrzeżeń do strony technicznej, film jest faktycznie zabawny i zarazem lekko irytujący, bo Chevy gra zdecydowanie irytującą postać, ale kto z nas nie jest irytujący, proszę się rozejrzeć, a najpierw spojrzeć w lustro, wynik tej obserwacji ma decydujące znaczenie dla naszych badań.
Jeszcze słówko o filmie, dobrze, że są stare komedie, coś może nas jeszcze czasem rozbawić.
Prezentów życzę.
Kinoman
(jhop/łw)