Roman Łożyński: Twierdzę Boyen ratujemy dzięki strategii małych kroków
Gościem Agnieszki Lipczyńskiej w giżyckim studiu wyjazdowym był Roman Łożyński – zastępca burmistrza Giżycka. Tematem niezmiennie pozostała Twierdza Boyen. Gość Bliższych Spotkań powiedział także o pracach konserwatorskich, odbywających się na terenie obiektu.
Agnieszka Lipczyńska: Prywatnie jest Pan wielkim miłośnikiem Twierdzy?
Roman Łożyński: Tak. Twierdza, to jest pewien stan ducha i każdy, kto tutaj raz wejdzie, zachowuje się tak jak ja. Chwyta bakcyla i już go ten bakcyl nie opuszcza.
Agnieszka Lipczyńska: Zna Pan to miejsce jak własną kieszeń, zatem czy są jeszcze takie miejsca, które tutaj Pana zadziwiają, robią na Panu szczególne wrażenie?
Roman Łożyński: Twierdza jako całość jest obiektem pasjonującym i każdy szczegół, każdy napis na murach to nowe odkrycie. Takim obiektem, który cieszy się moim szczególnym zainteresowaniem jest punkt widokowy za koszarowcem pierwszym. Ten punkt chcielibyśmy odtworzyć jako kompletny technicznie i sprawny obiekt. Byłby to dodatek oraz atrakcja dla turystów. Dla nas byłaby to możliwość pogłębienia wiedzy o tym, jak radzono sobie w XIX wieku ze wszelkimi problemami technicznymi i militarnymi.
Agnieszka Lipczyńska: Teraz w Twierdzy Boyen trwają prace konserwatorskie. Proszę powiedzieć, jakie elementy są odnawiane? W jakim stanie jest dzisiaj ten zabytek?
Roman Łożyński: Twierdza jest to obiekt duży, więc trudno mówić o jednym stanie tego obiektu. Prace prowadzimy w trzech miejscach. Odbudowujemy budynek nazwany przez nas warsztatem zbrojmistrza. Ten budynek miał osunięty dach, nie nadający się do użycia wnętrza. W tej chwili stworzymy tam salę wystawienniczo-gastronomiczną.
Natomiast pozostałe dwa miejsca przeznaczamy na mury. Mur Carnota otaczający twierdzę, jest to wielkie wyzwanie. Ten mur w wielu miejscach osuwa się i musimy czym prędzej go ratować. W tej chwili zaczynamy renowację odcinka przy Bramie Kętrzyńskiej i remontujemy wejście do Twierdzy, czyli tak zwaną Bramę Giżycką.
Agnieszka Lipczyńska: A zabytek wymaga jeszcze wielu nakładów i wielu prac konserwatorskich?
Roman Łożyński: Tak, sam mur Carnota ma prawie 3 kilometry długości. Oprócz muru w Twierdzy jest siedemnaście budynków, każdy wymaga renowacji. Sami Państwo rozumiecie, potrzeba trzech rzeczy : pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy.
Agnieszka Lipczyńska: Ale wszystko jest na dobrej drodze, bo wiem, że ma Pan plan.
Roman Łożyński: Tak, plan polega na strategii małych kroków i tymi pojedynczymi inwestycjami staramy się ten obiekt ratować. W mojej opinii wychodzi to nam zupełnie nieźle. Potwierdzają to rekonstruktorzy, którzy przyjeżdżają tu każdego roku i klepią nas po plecach. Mówią wtedy, że wreszcie się coś tutaj dzieje.
Posłuchaj rozmowy Agnieszki Lipczyńskiej z Romanem Łożyńskim.
Kolejnym gościem w Bliższych Spotkaniach w studiu wyjazdowym w Giżycku był Jan Sekta, historyk, pracownik giżyckiej Miejskiej Biblioteki Publicznej.
Agnieszka Lipczyńska: O Twierdzy Boyen możemy mówić jako obiekcie militarnym?
Jan Sekta: Oczywiście. Traktuję Twierdzę Boyen jako jeden z ważniejszych obiektów architektury militarnej na Mazurach. To jest bardzo ciekawy obiekt militarny, który odegrał bardzo dużą rolę w historii Warmii i Mazur w czasie I Wojny Światowej.
Agnieszka Lipczyńska: No właśnie, czas I Wojny Światowej to był największy test dla tego miejsca.
Jan Sekta: Tak i to jest taka ciekawostka. Sama twierdza, która powstała w połowie XIX wieku, w zasadzie w początkach wieku dwudziestego był mocno przestarzała. Już w połowie dziewiętnastego wieku, kiedy ją budowano, używano technologii i rozwiązań militarnych, które pochodziły w zasadzie z przełomu XVIII i XIX wieku. Czyli już na początku, na samym starcie twierdza technologicznie była przestarzała. Nic dziwnego, po zakończeniu tych głównych prac budowlanych w latach pięćdziesiątych XIX wieku w zasadzie rozpoczął się proces modernizacji twierdzy, który trwał do początku XX wieku.
Natomiast, jeżeli chodzi o jej rolę, którą odegrała w I Wojnie Światowej to tak naprawdę zawdzięcza ona swoje miejsce w historii i wydarzeniach, które się odbyły głównie dzięki jej dowódcy, pułkownikowi Hansowi Busse, który dysponując stosunkowo niewielkimi siłami – około czterech tysięcy – obronił ją przed znacznie większymi siłami rosyjskimi, które oblegały twierdzę. A to dzięki temu, że stworzył wrażenie, że jest tu bardzo dużo wojska. Busse wyprowadzał swoje oddziały daleko aż pod Ełk i pod Grajewo. Dojeżdżał tam pociągami, samochodami, a nawet rowerami co powodował, że Rosjanie, głównie jednostki z Armii Niemen odniosły wrażenie, że jest tu bardzo dużo wojska.
Posłuchaj rozmowy Agnieszki Lipczyńskiej z Janem Sektą.
Autor: D. Kucharzewska
Redakcja: A. Dybcio