Łowy Krzyszofa Mikundy. Piątek, godzina 12.40. Zapraszamy!
Ten wspaniały okaz dorosłego osobnika, najpierw usiadł, rozejrzał się i … odleciał nie pobierając prezentu – zanęty. O matko, pomyślałem, tylko żeby nie okazało się, że jednak mnie wypatrzył.
Przestraszony Bielik długo nie wraca na to samo miejsce, albo siada na drzewie i godzinami się przygląda czy wszystko jest OK. Za chwilę (na szczęście) słyszę ten niesamowity szum skrzydeł. Dźwięk, który przyprawił mnie o ciarki na plecach. Tym bardziej, że jednocześnie widziałem szybko rosnący cień zbliżającego się ptaka.
Nie da się czegoś takiego zapomnieć do końca życia. Tym razem bezceremonialnie usiadł na daniu, rozejrzał się i odleciał z prezentem w szponach. Bardzo cicho i szybko zabrałem się z tego miejsca. Otrzymałem swoją satysfakcję. Moją największą dumą był fakt, że drapieżnik nie zdawał sobie sprawy z mojej bliskości. Bielik był 8 metrów ode mnie!
Nie będę się odkrywał i opisywał jak zareagowałem na to spotkanie, bo padnie mój wizerunek twardziela. Powiem tylko tyle, wzruszyłem się zaszczytem jaki mnie spotkał. Tym bardziej, że to nie Bielik ze stawów hodowlanych, ale dzikus z lasu!
(bsc)