Liczba ofiar dopalaczy nie maleje
Sanepid i olsztyński Szpital Dziecięcy podsumowują program profilaktyczny wymierzony przeciwko dopalaczom – ale to gorzkie podsumowanie. Bo statystyki zatruć wcale nie spadają.
Liczba młodych ludzi, którzy trafiają do szpitala dziecięcego w Olsztynie po zatruciu dopalaczami, niestety nie maleje. W ubiegłym roku było to ponad 70 przypadków, w tym – według lekarzy – ta liczba na pewno nie będzie mniejsza. Najczęściej nie przyznają się, że coś wzięli. Ale jednoznacznie stwierdzamy to po objawach, które są bardzo charakterystyczne. Niektórzy przyznają się, ale to mniejszość. A nawet jak się przyznają, to nie chcą mówić, co wzięli. Zresztą sami często nie wiedzą, co to było – mówi Krzysztof Narkun, kierownik szpitalnego oddziału ratunkowego dla dzieci w szpitalu dziecięcym w Olsztynie.
Najmłodszy pacjent zatruty dopalaczami, który trafił do olsztyńskiego szpitala, miał zaledwie 11 lat. Są też tacy, którzy trują się regularnie – i trafiają do szpitala dziecięcego nawet kilka razy w miesiącu. I trudno mówić, że pochodzą z tradycyjnie pojmowanych rodzin patologicznych. Bardzo często to dzieci z rodzin o wysokim statusie materialnym – przyznaje doktor Narkun.
Sanepid prowadzi cały czas akcje profilaktyczne – to m.in. szkolenia czy pogadanki w szkołach. Ale efekty są dość skromne. Za to młodzież kupuje coraz większe porcje dopalaczy – kiedyś mówiliśmy o porcjach do najwyższej kilku gram, teraz dopalacze są sprzedawane w formie kryształów mających po kilkaset gramów. Nie wiemy, co tam jest. A młody człowiek, który kupuje taką dużą porcję, nie wie, ile ma wziąć. To też sprzyja zatruciom – przyznaje Radosław Gruss z warmińsko-mazurskiego Sanepidu.
(apiedz/as)