Koronawirus zdominował 2020 rok. Jak przeżyliśmy czas pandemii?
To był rok z koronawirusem.Tak naprawdę wciąż nie wiemy, kiedy koronawirus SARS-CoV-2 pojawił się po raz pierwszy. Na pewno w grudniu 2019 zaczął rozprzestrzeniać się w chińskim Wuhan. Chińskie służby po raz pierwszy oficjalnie potwierdziły jego obecność 31 grudnia 2019. Źródłem zakażenia – najprawdopodobniej – był targ, na którym sprzedawano m.in. zwierzęta, SARS-CoV-2 jest blisko spokrewniony z koronawirusami nietoperzy i łuskowców. Późniejsze badania wykazały, że patogen mógł być jednak obecny jeszcze wcześniej.
W styczniu 2020 nowy wirus zaczął rozprzestrzeniać się na inne części Chin. 13 stycznia dotarł do Tajlandii. 24 stycznia odnotowano pierwszy oficjalny przypadek w Europie – we Francji. Do końca stycznia liczbę zakażonych w Chinach szacowano na prawie 8 tysięcy, a w 18 innych krajach – na 83 osoby. Łączna liczba zmarłych przekroczyła 100. Zaczęły się pierwsze ograniczenia, przede wszystkim dotyczące zamykania granic.
Luty przyniósł pierwsze większe ogniska poza Chinami. Słynny stał się wycieczkowiec Diamond Princess, który na przełomie stycznia i lutego objęto kwarantanną u wybrzeży Japonii. Spośród przebywających na jego pokładzie 3,5 tysiąca osób, zaraziło się ponad 700 osób zmarło.
Na początku marca liczba zakażonych na całym świecie przekroczyła 100 tysięcy. Liczba zgonów – 3 tysiące. 11 marca dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia TEDROS GEBRJESUS przyznał – mamy do czynienia z pandemią.
2 kwietnia liczba zakażonych osiągnęła 1 milion. 2 miliony licznik zakażeń pokazał zaledwie dwa tygodnie później. Od tamtej pory pandemia praktycznie cały czas przyspieszała. Do dziś na całym świecie zaraziło się łącznie ponad 80 milionów osób – najwięcej w USA.
Rok z pandemią to nie tylko rok zmieniających się liczb, ale także rok zmieniających się obostrzeń. Na całym świecie widać było okresy zarówno zaostrzania, jak i łagodzenia restrykcji. Nie było także łatwo o międzynarodowe porozumienia w tej kwestii. Złą sławą okrył się znany austriacki kurort narciarski Isgchl (IŚGL) – został uznany za pierwsze duże ognisko koronawirusa w Europie, władze – zarówno lokalne, jak i krajowe – były zaś obwiniane o zbyt późne reakcje na pojawiające się przypadki zakażeń, co spowodowało, że wirus mógł swobodnie dostać się do innych państw wraz z wracającymi z wypoczynku narciarzami.
Spojrzenia całego świata wiosną skupiały się na włoskiej Lombardii – to tam było widać chyba najlepiej, jak przeciążona służba zdrowia nie daje sobie rady ze zbyt szybko rosnącą liczbą zakażeń i jak dramatycznych wyborów muszą dokonywać lekarze, gdy zaczyna brakować sprzętu do leczenia chorych na ostrą niewydolność oddechową. To stamtąd pochodziły zdjęcia trumien poustawianych w kościołach – po prostu wręcz nie nadążano z chowaniem zmarłych.
Wakacje przyniosły chwilową ulgę oraz luzowanie epidemicznych obostrzeń. Niestety – jesienią przyszła druga fala pandemii. I niestety są to trendy, które widać także w Polsce.
W naszym kraju pierwszy oficjalny przypadek koronawirusa odnotowano 4 marca 2020 roku u pacjenta leczonego w szpitalu w Zielonej Górze, który przyjechał autobusem z Niemiec. 11 marca rząd zadecydował o wprowadzeniu pierwszych obostrzeń – odwołano imprezy masowe, zapowiedziano przejście na naukę zdalną, granice zostały zamknięte. Pojawiły się tzw. szpitale jednoimienne, wyłącznie dla chorych na COVID-19. Premier Mateusz Morawiecki podkreślał, że musimy być odpowiedzialni.
Kolejne tygodnie przynosiły kolejne restrykcje – w tym te niezbyt zrozumiałe, jak zakaz wstępu do lasów. Wydawało się, że to wszystko przynosi dobre efekty. Stąd w wakacje rozluźnienie – a po wakacjach znów rosnące liczby zakażeń. Pewien wpływ miały na to na pewno wesela, które pod koniec sierpnia stały się rozsadnikami epidemii. Dlatego koniec lata i początek jesieni przyniosły nowe restrykcje, a nawet konieczność uruchamiania nowych szpitali w Polsce. Liczby – od początku epidemii do chwili obecnej w całej Polsce koronawirusem SARS-CoV-2 zaraziło się łącznie prawie 1 milion 300 tysięcy osób.
To liczby. A jak wpłynęły one na nasze życie – i zawodowe, i to prywatne?
Gospodarka w czasie pandemii
Zamknięte restauracje i sklepy, odwołane loty, puste hotele, brak imprez masowych. Pandemia COVID-19 musiała wpłynąć na gospodarkę.
Pierwsze uderzenie przyszło wiosną, gdy wiele rządów prewencyjnie wprowadzało obostrzenia. Przedsiębiorcy nieco odetchnęli latem, gdy praktycznie wszystkie branże mogły działać normalnie. Jesienią przyszła druga fala, a wraz z nią ponowne zamknięcie restauracji, kin, klubów fitness, czy hoteli. Ekonomiści wciąż liczą, jak to wszystko wpłynęło na globalną gospodarkę. Dane za rok 2020 poznamy z pewnym opóźnieniem, ale sprawdźmy, co wiemy teraz.
Dla Unii Europejskiej ostatnie dane o wzroście gospodarczym dotyczą III kwartału 2020 roku, czyli miesięcy wakacyjnych. PKB całej Unii – mimo że był to okres luzowania restrykcji – spadł o ponad 4 procent w porównaniu z III kwartałem roku 2019. Ale i tak było lepiej, niż w kwartale drugim, gdy unijna gospodarka skurczyła się o prawie 14 procent. W Polsce spadki były mniej dotkliwe – w II kwartale PKB skurczył się o ponad 8 procent, w trzecim – o 1,5 procent w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego.
OECD szacuje, że globalny produkt krajowy brutto w całym 2020 roku skurczył się o nieco ponad 4 procent. Jedyną dużą gospodarką, która w ubiegłym roku uniknęła recesji, była gospodarka Chin – tam oczekiwany jest wzrost PKB, ale na poziomie niespełna 2 procent, co jak na Chiny jest wynikiem bardzo słabym. W przypadku Polski rok ubiegły według prognoz prawdopodobnie przyniósł spadek PKB na poziomie ponad 3 procent.
Za tymi wszystkimi liczbami kryją się trudne sytuacje czy wręcz dramaty poszczególnych firm. Dochodziło nawet do manifestacji przedsiębiorców, głównie restauratorów i przewoźników. Zdarzało się też, że przedsiębiorcy byli zaskakiwani restrykcjami wprowadzanymi niemal z dnia na dzień – tak było z jesiennym zamknięciem restauracji tuż przed weekendem, gdy kupują one najwięcej produktów, czy z zamknięciem cmentarzy przed 1-wszym listopada, co zaskoczyło sprzedawców kwiatów i zniczy.
Ale też zaraz potem rząd uruchomił specjalną pomoc dla takich firm. Trzeba pamiętać, że rok ubiegły to bezprecedensowe działania pomocowe ze strony rządów, w tym rządu polskiego. Pierwsze wersje tarczy antykryzysowej uruchomiono w marcu. Wtedy premier Mateusz Morawiecki podkreślał:
Tylko do lipca wartość udzielonej pomocy przekroczyła 100 miliardów złotych. W Polsce w pewnym momencie używano nawet określenia helicopter money – to określenie na nietypowe działania pomocowe ze strony państwa, a mówiąc obrazowo – zrzucanie pieniędzy. Udało się uniknąć znacznego wzrostu bezrobocia – nawet jesienią stopa bezrobocia wciąż pozostawała pod kontrolą.
Warto też zauważyć, że niektóre branże skorzystały na kryzysie. Duże wzrosty odnotowały firmy kurierskie, a przeniesienie wielu naszych aktywności do sieci pozwalało również zarobić firmom z szeroko pojętej branży elektronicznej – chodzi zarówno o usługi IT, jak i sprzedaż urządzeń elektronicznych – laptopów, ale także np. konsol do gier i kamerek internetowych.
Co dalej? Cały świat ma gospodarczo odbić w roku bieżącym. OECD przewiduje, że globalny wzrost gospodarczy w 2021 roku wyniesie nieco ponad 4 procent – czyli do grudnia odrobimy pandemiczne straty. To dobra wiadomość.
Gorsza jest taka, że statystyka zawsze uśrednia. Tymczasem według OECD wpływ pandemii to nie tylko spadek średnich wartości, ale też niestety wzrost nierówności. Nie wszystkie kraje poradzą sobie tak samo dobrze, nierówny będzie też wpływ na poszczególne grupy społeczne. W ujęciu globalnym należy oczekiwać, że negatywne skutki najbardziej odczują ci, którzy już nie mają zatrudnienia – a także wchodząca na rynek pracy młodzież.
Społeczeństwo w czasie pandemii
Pandemia, zagrożenie, kwarantanna – to słowa, które zdominowały życie społeczne w 2020 roku. W minionym roku musieliśmy przyzwyczaić się do ograniczenia kontaktów, w tym kontaktów z najbliższymi, czy do trudności z podróżowaniem, nie mówiąc już o noszeniu maseczek czy dezynfekowaniu rąk. Wszyscy pamiętamy pewnie puste ulice dużych miast czy kontakty przez balkon.
W Polsce pierwsze tygodnie epidemii to – mamy wrażenie – wielka społeczna odpowiedzialność. W sieci pojawiały się filmiki pokazujące, jak rodziny radzą sobie w czasie pandemii, nagrywano też piosenki zachęcające do pozostawania w domach – takie jak ta, autorstwa rodziny z Otwocka.
Było mnóstwo przykładów, jak pomagamy sobie nawzajem. Restauratorzy, którzy chyba nie wiedzieli jeszcze, jak trudny będzie to dla nich rok, przygotowywali np. darmowe posiłki dla personelu medycznego.
W całej Polsce szyto maseczki, były też np. akcje rozwożenia posiłków dzieciom z ubogich rodzin, które – z powodu zamknięcia szkół – zostały odcięte od codziennych ciepłych obiadów. Wyglądało na to, że Polacy naprawdę chcą podejść do sprawy odpowiedzialnie i solidarnie.
Ale z drugiej strony – w zamknięciu nie da się wytrzymać zbyt długo. Zaczęliśmy podchodzić do obostrzeń z pewnym lekceważeniem. Nie pomagały też sygnały płynące z samej góry. Dla wielu osób szokiem był chociażby widok najważniejszych osób w państwie podczas obchodów rocznicy katastrofy smoleńskiej – bez maseczek i bez zachowania dystansu. Niezrozumiałe było również wpuszczenie Jarosława Kaczyńskiego na Powązki – mimo że cmentarze były wówczas zamknięte dla osób, które chciałyby odwiedzić groby bliskich.
Zaczął się bunt przeciwko noszeniu maseczek – część prawników twierdzi, że nakaz ich noszenia nie miał wystarczającego umocowania w prawie, sprzeciw budziły też wysokie kary dla – jak się wydawało – przypadkowych osób – w Krakowie mandatami na 12 tysięcy złotych ukarano na początku kwietnia rowerzystę oraz kobietę, która wybrała się na spacer.
Nie pomagała też afera z zakupem maseczek bez atestów od instruktora narciarstwa Łukasza G., znajomego ówczesnego ministra zdrowia. Inna sprawa, że wiosną o jakikolwiek sprzęt ochronny było trudno na całym świecie. W wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” minister Łukasz Szumowski przekonywał, że kupiono maseczki od instruktora, bo nikt inny się nie zgłosił.
Państwa niemal walczyły o ten sprzęt. Np. Berlin skarżył się, że gdy zamówił maseczki z Chin, podczas ich przeładunku ma lotnisku w Tajlandii samolot został zajęty i przekierowany do USA. Izrael zaś do pozyskiwania maseczek zaangażował swoje służby wywiadowcze. Zdarzało się sprzedawanie ewidentnych bubli – np. do Tajlandii trafiły chińskie termometry, które nawet nie miały czujników temperatury.
Ten chaos i zmęczenie obostrzeniami były też pożywką dla ruchów antycovidowych. Ukuto termin „plandemia”, czy zaplanowana pandemia. Wyznawcy teorii spiskowych jesienią wyszli na ulice, oczywiście bez maseczek.
Wciąż zdarzają się przypadki, gdy ktoś odmawia np. założenia maseczki w poradni lekarskiej, tłumacząc to zamachem na swoją wolność osobistą. Ale obostrzenia wymagały też rozwiązania bardziej przyziemnych problemów – akcent może nieco humorystyczny: wiosenne zamknięcie zakładów fryzjerskich poskutkowało powstaniem fryzjerskiego podziemia, okazało się, że mimo zamknięcia w domach fryzura wciąż wiele dla nas znaczy.
Na poważnie: powszechnym wyzwaniem stała się nauka zdalna, przez którą rodzice a niekiedy dziadkowie musieli przejąć część zadań nauczycieli. Teraz już przyzwyczailiśmy się do nauki przez komputer za pośrednictwem klasowych videokonferencji – ale proszę przypomnieć sobie, jak wyglądało to wiosną:
– powiadała w marcu uczennica olsztyńskiej SP 22.
Zresztą samo przekopywanie się przez wiadomości przesyłane przez nauczycieli też łatwe nie było. Warto wspomnieć o studentach – w końcu studia to pierwszy ważny krok w dorosłość, tymczasem – znów przez naukę zdalną – rzesze studentów zostały zawrócone z tej drogi do prawdziwej samodzielności.
Życie towarzyskie dorosłych – mocno ograniczone przez zamknięcie restauracji, kin i muzeów – to też ważny efekt pandemii. Pewnie do tego wszystkiego już nieco się przyzwyczailiśmy. Ale jestem naprawdę ciekaw, jak w dłuższej perspektywie odbije się to na naszym społeczeństwie.
Co wiemy o koronawirusie
Mówiliśmy o rozwoju pandemii, mówiliśmy o gospodarce, o wpływie obostrzeń na życie społeczne. To może teraz poświęćmy chwilę temu, co te wszystkie problemy spowodowało.
Koronawirus SARS-CoV-2. Wirusy to – według encyklopedycznej definicji – niewielkie cząstki składające się z białek i kwasów nukleinowych. Są niezdolne do namnażania poza komórką gospodarza, stąd ich wysoka zakaźność. Koronawirusy to rodzina wirusów występujących u ptaków i ssaków, pod mikroskopem elektronowym widać cząstkę otoczoną wypustkami przypominającymi koronę – stąd właśnie korona w nazwie. Pierwszy koronawirus zarażający ludzi został wykryty w roku 1962. Wywoływał objawy podobne do przeziębienia. Od tamtej pory wykryto kilka kolejnych gatunków koronawirusów mogących atakować człowieka. Zazwyczaj wywołują przeziębienie – ale na początku XXI wieku w Chinach pojawił się SARS- CoV – czyli wirus powodujący ciężką niewydolność oddechową. Zajmujący nas od roku SARS-CoV-2 nawiązuje do tej nazwy, bo również potrafi wywołać ostre objawy ze strony układu oddechowego.
Naukowcy w 2020 roku próbowali badać SARS-CoV-2 z niemal wszystkich możliwych stron. Co więc wiemy? Atakuje drogi oddechowe, przenosi się przede wszystkim drogą kropelkową, odległość, jaką potrafi pokonać między dwiema osobami jest określana na 1 metr i 80 centymetrów – stąd konieczny 2-metrowy dystans. Ale wykrywano go także w wydzielinach układu pokarmowego i moczowego – tak też prawdopodobnie może się przenosić.
Co atakuje? Znów – przede wszystkim układ oddechowy, powodując gorączkę, objawy podobne do zapalenia zatok, czy – w najtrudniejszych przypadkach – ostrą niewydolność oddechową. Jednak badania prowadzone w ubiegłym roku wykazały, że atakuje także inne układy. Uszkadza nerki, wątrobę, a jednym z najbardziej charakterystycznych objawów COVID-19 okazała się utrata węchu i smaku, co wskazuje na zakażenie układu nerwowego. Ta lista potencjalnych negatywnych skutków zakażenia jest więc niestety całkiem długa.
Naukowcy badali także przeżywalność wirusa poza organizmem człowieka. Wygląda na to, że lepiej radzi sobie w niższych temperaturach – przy 4 stopniach Celsjusza potrafi przeżyć dwa tygodnie. Dłużej utrzymuje się na powierzchniach gładkich. Na metalu, szkle czy plastiku nawet w temperaturze pokojowej przetrwa do 9 dni. Co jednak ważne – jest podatny na środki dezynfekujące, a nawet na zwykłe mydło – dlatego tak ważne jest mycie rąk – mydło niszczy bowiem lipidową otoczkę wirusa.
Naukowcy badali też, jak stan powietrza w naszych miastach wpływa na transmisyjność SARS-CoV-2. Ich badania wskazują, że im większe zanieczyszczenie pyłami zawieszonymi PM2,5 i PM 10 – a więc tzw. smogiem – tym wirusowi łatwiej się rozprzestrzeniać.
To, co wiemy, to także wpływ na zdrowie w zależności od wieku – wirus łatwiej atakuje osoby starsze, przy czym ryzyko znacznie rośnie już po 40-tce, ale na ciężki przebieg narażeni są dorośli w każdym wieku. Wydaje się, że nieco częściej atakuje mężczyzn, niż kobiety.
W ciągu minionego roku dowiedzieliśmy się też, że niestety – wyleczenie COVID-19 nie oznacza, że pacjent nie odczuwa dalszych negatywnych skutków zakażenia – zwraca uwagę dr nauk medycznych Piotr Kocbach, warmińsko-mazurski wojewódzki konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych.
A czego wciąż nie wiemy, a bardzo chcielibyśmy wiedzieć? Przede wszystkim – czym leczyć. Doktor Kocbach liczy jednak na to, że lek w końcu się pojawi.
Natomiast jedno na pewno naukowcom w ubiegłym roku się udało – to znalezienie szczepionki.
Szczepienia
Rok 2020 to długie miesiące wyścigu po szczepionkę przeciwko SARS-CoV-2. Przypomnijmy, jak wyglądał ten wyścig.
Poszukiwania szczepionki zaczęły się już na początku roku 2020, gdy tylko opublikowano pełną sekwencję genetyczną koronawirusa. O pierwszych testach na ludziach informowano już w marcu. W szczytowym momencie nad opracowaniem szczepionki pracowało prawie 200 zespołów na całym świecie.
W sierpniu szczepionką pochwalili się Rosjanie. Ich Sputnik-V wywołał jednak falę krytyki – został bowiem zatwierdzony bez testów klinicznych tzw. III fazy, czyli obejmujących największą liczbę osób oraz służących ostatecznemu potwierdzeniu skuteczności i bezpieczeństwa szczepionki. Rosjanie mimo braku przejścia tej fazy zaczęli stosować swoją szczepionkę.
Cały świat czekał jednak na bardziej wiarygodne efekty badań. Takie pojawiły się jesienią. W listopadzie badania trzeciej fazy zakończono w przypadku dwóch szczepionek. Pierwsza to dzieło amerykańskiej firmy Pfizer (FAJZER) i jej niemieckiego partnera – firmy BioNTech (BAJOENTEK). Druga – preparat amerykańskiej Moderny. Oba prezentują rewolucyjne podejście do tworzenia szczepionek. Klasyczne szczepionki wprowadzają do naszych organizmów osłabiony lub nieaktywny drobnoustrój, ewentualnie jego fragment. Na tej podstawie ludzki układ odpornościowy uczy się, co ma niszczyć – i niszczy, gdy pojawi się prawdziwy patogen. Problem w tym, że praca z wirusem jest niełatwa i niebezpieczna, poza tym zawsze istnieje ryzyko, że nieaktywny wirus jednak się aktywuje. Tymczasem szczepionki Pfizera i Moderny to tzw. szczepionki mRNA. Tu w ogóle nie ma mowy o wprowadzaniu wirusa czy jego fragmentu do organizmu. Zamiast tego szczepionka zawiera fragment RNA, kodujący jeden określony gen. W tym przypadku – to gen odpowiedzialny za produkcję białka S, czyli „kolca” koronawirusa. Komórki zaszczepionej osoby zaczynają same produkować te koronawirusowe kolce – ale wyłącznie kolce. One odpowiadają za przedostanie się wirusa do naszych komórek, ale za nic więcej, czyli nie powodują namnażania wirusa i rozwoju choroby. Białko S wywołuje przy tym silną reakcję immunologiczną naszego organizmu – i właśnie dzięki temu gdy po szczepieniu zaczynamy produkować je sami, nasz układ odpornościowy w dość bezpiecznych warunkach uczy się, jak skutecznie je zwalczyć.
Pierwsza z tych szczepionek – wyprodukowana przez Pfizer (FAJZER)i BioNTech (BAJOENTEK) – jest już dopuszczona do użytku. Szczepienia najwcześniej ruszyły w Wielkiej Brytanii. Potem były Stany Zjednoczone, wreszcie – 21 grudnia szczepionkę dopuściła do użytku Komisja Europejska. W Polsce wielki dzień nastąpił 5 dni temu – 27 grudnia zaszczepiono pierwszą Polkę. To Alicja Jakubowska, naczelna pielęgniarka szpitala MSWiA w Warszawie.
Tego samego dnia, kilka godzin później, podano także pierwszą dawkę w województwie warmińsko-mazurskim. Stało się to w szpitalu w Ostródzie, a otrzymała ją pielęgniarka Danuta Żurawska.
To właśnie pracownicy służby zdrowia w Polsce mają dostać szczepionki jako pierwsi. Kolejni – to funkcjonariusze służ mundurowych, mieszkańcy domów pomocy społecznej i seniorzy. Zapisy na szczepienia dla wszystkich mają ruszyć w połowie stycznia.
Oczywiście – jako że z koronawirusem nic nie jest proste, akcja szczepień to ogromne wyzwanie logistyczne. Tym większe, że szczepionkę Pfizera należy przechowywać w temperaturze minus 70 stopni. Do tego trzeba przyjąć dwie dawki, drugą 3 tygodnie po pierwszej. Mniejsze wymagania co do przechowywania ma szczepionka Moderny – ona jest już stosowana w USA, natomiast czeka na dopuszczenie do użytku na terenie Unii Europejskiej.
No i najważniejsze – trzeba naprawdę masowych szczepień, by skutecznie zwalczyć pandemię – podkreślał przy okazji pierwszego szczepienia premier Mateusz Morawiecki.
Eksperci mówią o konieczności zaszczepienia 60 – 70 procent populacji. To zajmie miesiące. Jest też bardzo istotny znak zapytania – na jak długo szczepionka da nam odporność. Mówi się o dwóch latach, ale doktor nauk medycznych Piotr Kocbach, warmińsko-mazurski wojewódzki konsultant w dziedzinie chorób zakaźny zauważa – pewności nie mamy.
Ale tak czy inaczej, rozpoczęcie szczepień sprawia, że pojawiło się całkiem jasne światełko w tym pandemicznym tunelu.
Autorzy: M. Lewiński/A.Piedziewicz
Redakcja: Ł. Sadlak