Nazywam się miliard
Jeszcze 20 lat temu w Polsce o Walentynkach mało kto słyszał, mimo że święto zakochanych, przypadające 14 lutego znane było w południowej i zachodniej Europie już od średniowiecza. W Polsce zakochani odbywali swój rytualny taniec w czerwcu, podczas Nocy Kupały, czyli Sobótki – jak kto woli. Wszystko wywróciło się do góry nogami w latach 90-tych XX wieku, gdy Walentynki, podobnie jak Halloween, trafiły do Polski w czysto amerykańskiej postaci. Od tego czasu to święto zadomowiło się na dobre w naszym kraju i biada temu, kto zapomni o swej połówce. W tym wyjątkowym dniu staramy się być mili dla swoich partnerów, a w wielu przypadkach wyjątkowo odpuszczamy im solidne lanie. No bo kto to słyszał znęcać się nad „ukochaną” w Walentynki! Piszę: „nad ukochaną” nie bez przyczyny, bo przemoc w rodzinie najczęściej dotyka właśnie kobiet. Dramaty rozgrywają się pośród czterech ścian, sprawcy pozostają bezkarni, a wymiar sprawiedliwości bezradny. Są ich na świecie miliardy.
A więc jaki sens dla tych kobiet ma dzień zakochanych?
Takie samo pytanie zadała sobie Eve Ensler*, nota bene amerykańska pisarka, skąd wywodzi się szał, a raczej szoł walentynkowy. Wpadła na pomysł, by właśnie w tym dniu zorganizować światowy protest przeciwko przemocy wobec kobiet. I tak w Walentynki w ponad 200 krajach i blisko 30 miastach w Polsce kobiety, dziewczęta i dziewczynki, ale także mężczyźni, którzy naprawdę kochają i wspierają kobiety, zatańczyli, aby w ten sposób nagłośnić problem i zaprotestować przeciwko temu zjawisku.
Do akcji „One Billion Rising – Nazywam się miliard” przyłączyły się kobiety zaledwie z dwóch miast na Warmii i Mazurach. Były to mieszkanki Olsztyna i Olecka.
W Olsztynie ponad 40 kobiet zatańczyło w Strefie Rozwoju Centrum Edukacji dla Dzieci i Dorosłych – opowiada o tym Urszula Dąbrowska współwłaścicielka placówki:
*Eve Ensler – amerykańska pisarka, autorka m.in. Monologów waginy, działaczka feministyczną i antyprzemocowa.
PS. Następny popis hipokryzji to nieśmiertelny Dzień Kobiet.