Ostatni felieton o Walentynkach
Felietony okolicznościowe zawsze są najtrudniejsze a ten jest szczególnie trudny, bo powinienem napisać o miłości, ale co ja wiem o miłości? Niewiele.
Od lat jestem w szczęśliwym związku z tą samą fantastyczną kobietą i absolutnie nie mam zamiaru tego zmieniać. Więc co ja tam wiem. Dlaczego o miłości? Walentynki wszak za chwilę. Święto zakochanych wyjątkowo filmowe i jakże często filmowane. Więc piszę i zastanawiam się co tu nowego i ciekawego stworzyć. I tu pojawił się problem i kłopot, otóż pogoda jest paskudna i nie sprzyja lotności umysłu. Ale proszę Państwa, podjąłem zobowiązanie, ostatni raz piszę o Walentynkach i tym biznesie miłosnym. Wiem całe to zamieszanie jest dla młodych i dopiero zakochanych, to dla nich kręci się: „Dzienniki Bridget Jones”, „Titanica”, „Notting Hill” czy „To właśnie miłość”.
Ja to wolę takie bardziej przewrotne filmy jak: „Amelia” czy „Facet(nie)potrzebny od zaraz”, lubię pokręcone historie miłosne, które są nieoczywiste i nie udzielają prostych odpowiedzi. Bo przecież życie jest dosyć skomplikowane a film powinien przynajmniej od czasu do czasu pokazywać prawdziwą naturę ludzkiego losu. Zdaję sobie sprawę z tego, że takie „prawdziwe” filmy bywają trudne lub nudne, ale cóż takie właśnie jest życie, najczęściej zawiłe i przynoszące zazwyczaj nieprzyjemne niespodzianki. Przecież może zmienić się fason dżinsów, ukochany zespól nagra słabą płytę, pisarz faworyt napiszę kiepską książkę a reżyser, któremu od lat kibicujemy nakręcił knota, może też trafić się brzydka pogoda w czasie urlopu.
Wracając do Walentynek, nie tylko filmowych, to fajne święto, ale jestem już na to za stary. Nie mam zdrowia do tych nowych amerykańskich obyczajów. Trzymam się tego co znam i lubię. A filmy wybieram ostrożnie. Pozdrawiam wszystkie Panie.
Kinoman