Strona główna Radio Olsztyn
Posłuchaj
Pogoda
Olsztyn
DZIŚ: 3 °C pogoda dziś
JUTRO: 4 °C pogoda jutro
Logowanie
 

Irit wspomina Irenkę

Irit Amiel na Warszawskich Targach Książki maj 2014. Fot. M. Ogrodowczyk

Irit Amiel izraelska poetka, pisarka i tłumaczka polskiego pochodzenia w maju tego roku na Warszawskich Targach Książki rozmawiała z czytelnikami o swej opowieści biograficznej „Życie – tytuł tymczasowy”.

Irit Amiel urodziła się w 1931 roku w Częstochowie w spolonizowanej rodzinie Librowiczów, jako Irena Librowicz. Podczas II wojny światowej przebywała w częstochowskim getcie, z którego udało jej się wydostać i dzięki pomocy Polaków doczekała końca wojny. Jej najbliższa rodzina zginęła w Treblince. Po wojnie, za namową Icchaka Cukiermana przyłączyła się do organizacji Bricha i w 1947 roku nielegalnie przedostała się do Palestyny. Początkowo mieszkała w kibucu, a obecnie w Tel Awiwie. Zadebiutowała w 1994 roku tomikiem wierszy w języku hebrajskim pt. „Egzamin z Zagłady”. W tym samym roku wiersze te ukazały się w języku polskim. W 1998 ukazuje się tomik „Nie zdążyłam”, a w 2002 „Wdychać głęboko”. Doświadczeniom Holokaustu poświęcone są też jej zbiory opowiadań „Osmaleni” (1999) i „Podwójny krajobraz”( 2008). Obie ksiązki nominowane były do Nagrody Literackiej Nike. A w tym roku wydała opowieść biograficzną „Życie – tytuł tymczasowy”.

Posłuchaj audycji Ewy Zdrojkowskiej

Rozmówki polsko-polskie



Rozmowa Ewy Zdrojkowskiej z Irit Amiel opublikowana w książce pt. Rozmówki polsko – polskie

Irit Amiel: Takie zdania powinno się zapisać

Zbiór opowiadań „Podwójny krajobraz” dedykowała pani

Waszym i naszym wnukom, którzy tak mało wiedzą jedni o drugich”. Teraz jest pani w Polsce ze swoim wnukiem. Pani mu Polskę pokazuje, czy oboje się jej państwo przyglądacie?

Nie chciałam wnukowi robić seminarium z Zagłady. On ze mną jeździ na spotkania. Nie mówi po polsku, bo u mnie w domu nie mówi się po polsku. Mój mąż jest wschodnim Żydem. Piąte pokolenie, które mówi po hebrajsku. Domownicy wiedzą jednak, o czym piszę, bo piszę też po hebrajsku.

Chyba coś z tych spotkań w Polsce wsiąka w niego. On widzi, co się dzieje koło mnie, kiedy ludzie do mnie podchodzą. Na uniwersytetach, po spotkaniach, studenci z nim rozmawiają. On odkrywa Polskę taką, jaka jest dzisiaj i mówi tak: „Zobacz, tu nie ma grubych ludzi, tak jak w Ameryce. Jeszcze nie ma, ale będą”. Mówi też: „Jesteśmy my Izraelczycy i Polacy podobni”. W czym? – pytam. Odpowiada, że rano, kiedy do windy w hotelu wchodzi Anglik, to mówi: Good morning!, Niemiec – Guten Tag!, Amerykanin – Hi!,a Izraelczycy i Polacy nie mówią dzień dobry, maja zaciśnięte twarze, jak wrogowie. Nie zauważyła pani tego?

Myślę, że coraz bardziej jesteśmy otwarci na innych i nie tylko mówimy dzień dobry, ale też jesteśmy…

... nie, nie. W tym hotelu nikt nie mówi dzień dobry. Oprócz pracowników. I nie uśmiecha się. Jak wrogowie. Izraelczycy też. Wchodzą do windy, nie mówią: boker tow1… Tyle lat tu mieszkali Żydzi. Moja rodzina od XVI wieku. Żyli razem. Handlowali razem. Żyli w sąsiedztwie. Jest podobieństwo.

Tomowi prozy dała pani tytuł „Podwójny krajobraz”. Dlaczego ten krajobraz jest podwójny?

– To ja zacznę od tego, że jak człowiek się rodzi, to pierwszy język, którym się do niego mówi, staje się językiem jego życia. Wdziera się w jego krwiobieg. Czy to jest jidysz, czy to jest francuski, angielski, czy to jest hebrajski. Przypadkowo ja się tutaj urodziłam. Mówiono do mnie po polsku, śpiewano mi kołysanki po polsku. Ten język płynie w mojej krwi. Należy do mojego bagażu duchowego… Ja nie pisałam, dopóki nie nauczyłam się hebrajskiego tak, że mogłam napisać wiersz po hebrajsku. Miałam takie uczucie, że najpierw muszę napisać po hebrajsku, bo to jest mój język teraz. Miałam sześćdziesiąt lat, kiedy się odważyłam napisać po hebrajsku, bo moja wnuczka przyszła do mnie i z radosną miną powiedziała: „Babciu, mam egzamin z Zagłady, a ty tam byłaś, to mi pomożesz ”. Pomogłam jej, ale pomyślałam, że nie wolno tego tak zostawić i wtedy zaczęłam pisać i powstał pierwszy tomik wierszy po hebrajsku. Jak go napisałam, to poczułam, że nie jest zamknięty, bo go nie ma po polsku. Ja mówię po polsku i po hebrajsku – jestem dwujęzyczna.

Czy pani odczuwa związek z kulturą polską?

– Z kulturą polską mam mocny związek. Od dziecka byłam karmiona językiem polskim. Innych języków trzeba się uczyć, ale języka ojczystego nie trzeba się uczyć. Zawsze mnie pytano, skąd twoja tak dobra znajomość języka polskiego. Bo nigdy nie widziałam szkoły polskiej od wewnątrz tylko zawsze od zewnątrz (śmiech). Z poezji, z czytania.

Chyba nie mam podwójnej tożsamości, mam tylko podwójny krajobraz i podwójne języki, ale tożsamość mam żydowską i izraelską.

W pani zbiorach opowiadań „Osmaleni” i „Podwójny krajobraz” są wątki autobiograficzne?

– W Osmalonych tylko pierwsze opowiadanie jest czysto autobiograficzne. Ale wszystkie inne opowiadania przeszły przez moje trzewia. Ja je przeżyłam. To są rzeczy, które mi opowiadano, kiedy byłam w obozach dla uchodźców. Opowiadano różne straszne rzeczy i jako dziecko, a właściwie jako młoda dziewczyna, zapamiętałam różne zdania. Myślałam – takie zdania powinno się zapisać, bo to jest coś takiego, czego człowiek nie mówi co dzień.

Napisała pani też: „Bycie ocalonym to znaczy pamiętać o zmarłych”.

– Gdy człowiek jest ocalonym spośród półtora miliona dzieci, to zaczyna myśleć o tym, jak to się właściwie stało? Byłem lepszy? Wyższy? Mądrzejszy? Ktoś mnie wybrał? Nie. Przypadek. To, że żyję, zobowiązuje mnie do czegoś. Zobowiązuje mnie do opowiedzenia przynajmniej tego, co się pamięta. Gdy było się świadkiem Zagłady i powstania państwa Izrael, to trzeba o tym mówić. Ale nie jestem wygadana, ja tylko umiem pisać.

Przywołuje pani w swych opowiadaniach czasy okrutne, a mimo to ja, czytając je, czuję nie tylko grozę, ale też nadzieję, optymizm.

– Napisano już tomy na ten temat. Nie chciałam pisać w tonie lamentu. Zaczęłam pisać dopiero wtedy, kiedy miałam perspektywę. Są tu opowiadania przepuszczone przez filtr drugiego, trzeciego pokolenia. Chłopczyk, który przychodzi do babci, mówi: babciu przyjdziesz do szkoły w Święto Zagłady. Ten dzień w szkole jest inny, bo nosi się białe bluzki. To jest święto? To jest dzień smutku, ale on to już tak przyjmuje, że ktoś przyjdzie do szkoły i będzie opowiadać. Już to wszystko inaczej przeżywa. Drugie pokolenie ma szramy i traumy. Na przykład moja córka, która jest malarką. Patrzę na jej obrazy i zastanawiam się, co maluje? Dlaczego maluje te szarości, te drzewa, te lasy, te kościoły, ludzi takich malutkich, takich zagubionych w tym lesie. Dlaczego nie maluje zalanego słońcem kraju, gdzie mieszka? Bo ona maluje nie swoje krajobrazy. Ona maluje moje tęsknoty. To trudno uwierzyć, ale tak to jest. To już są dorośli ludzie, którzy żyją z imionami tych, którzy nie żyją. Żyją jako brat martwych sióstr…

Pierwszemu pokoleniu się nie opowiadało. Pierwsze pokolenie dostawało szklanych oczu, jak się zaczynało o tym mówić. Oni chcieli żyć. Urodzili się w normalnym okresie historii. Chcieli być inni. Mówili po hebrajsku, uprawiali sport. Na przykład jeden z moich wnuków przyszedł do mnie w Dzień Zagłady i mówi tak: powiedz, dlaczego mi nigdy nie opowiadasz, co ty przeżyłaś, gdzie ty byłaś podczas wojny? Odpowiadam, że nie chcę, abyś się nade mną litował. Nie chcę być biedna, w łachmanach w twoich oczach. On na mnie popatrzył i powiedział: dla mnie nie jesteś biedna, dla mnie jesteś bohaterką.

Czy pisząc książkę myślała pani o swoich wnukach, czy też myślała pani o młodych Polakach?

Myślałam o tych, którzy nie mieli tej szansy, którą ja dostałam – przeżyć, mieć rodzinę. Amos Oz twierdzi, że człowiek pisze z otwartej rany. Sądzę, że piszę z otwartej rany. Przez lata sypałam sól, żeby bolało. Nie żeby się zagoiło, tylko żeby bolało. Mimo to sądzę, że mój optymizm jest silniejszy niż wszystko.

W opowiadaniu „Opcje” nie osądza pani tych, którzy bali się pomagać Żydom.

Nikt nie wie, co by zrobił w chwili grozy. Dla mnie jedynymi bohaterami są Edelman i Kazik2, którzy byli w piekle. Ja w piekle nie byłam, byłam blisko niego. Dlatego napisałam Opcje. To nie było proste ratować Żyda. Z drugiej strony panowała obojętność. Przecież ja byłam świadkiem, jakie dwa życia płynęły jedno obok drugiego. Nie było dobrze Polakom… Ale to, ten strach, to już dosyć jest wywałkowane.

A o co pytają ludzie na spotkaniach autorskich?

– Na uniwersytecie: „Kiedy pani pisze wiersz?” „ Jak pani postanawia napisać wiersz, a jak pani postanawia napisać opowiadania?” To nawet mam na to odpowiedzi. Bo są zdania, które ja pamiętam całe życie, jak ludzie opowiadali – i te zdania mi zapadły w głowę, i sobie pomyślałam, że tych zdań nie wolno… O, tu jest „Daniel”, opowiadanie… Daniel, mój przyjaciel, już umarł, pojechał do Polski, do Częstochowy i wrócił, i powiedział tak: „Gdyby nie ta wojna, to może ja, tak jak mój ojciec, bym był fryzjerem?” A ja pomyślałam, że to jest pytanie, o którym trzeba napisać opowiadanie. Bo to ma różne strony, prawda? No to właśnie napisałam.

A czym są dla pani przyjazdy do Polski?

– Bolesne, bolesne bardzo. Ja ukrywam przed Assą, wnukiem, że płaczę w pociągu. Bo ja zawsze myślę, że oni widzieli w pociągu to, co ja teraz widzę, te krajobrazy, te pola, drzewa, i że teraz oni skakali. Pociągi zawsze jadą do Treblinki. Ja mam taki wiersz… Przeczytać może jakiś? Przeczytam.

Nie zdążyłam

Nie zdążyłam do Treblinki na czas

przyjechałam spóźniona o pięćdziesiąt lat

drzewa stały nago bo była jesień

chciałam uciec natychmiast

bo jak rekwizyt stał tam rdzewiejący pociąg

i cicho szumiał las.

Było pięknie szaro spokojnie pusto

i tylko wiatr muskał ziemię drzewa

kamienie i nas

gasząc naszą świeczkę

raz po raz

A Dita powiedziała – widzisz dobrze że nie zdążyłaś

i teraz jesteś moją starą mamą i objęła mnie mocno

i zaśmiała się smutno

 

Soir de Paris

Moja pachnąca paryskim wieczorem matka

pozostawiła na świecie szarą smugę dymu,

plik pożółkłych listów żydowskiej dziewczyny,

u progu szczęścia i nieszczęścia,

i moje stare żylaste dłonie muskające

o szarej godzinie głowy jej sześciu

izraelskich prawnuków.

 

Tak u mnie jest. Dziś i spojrzenie w przeszłość. Tak ja piszę. Ja mam cały czas w głowie dziewczynkę pięcioletnią, jedenastoletnią, siedemnastoletnią, i zawsze mogę ją zmobilizować.

Przyjazdy do Polski są bolesne, ale mimo to pani tu przyjeżdża.

– Przez ten podwójny krajobraz. Przecież to, o czym piszę jest najbardziej zrozumiałe w języku polskim.

I jeszcze na zakończenie – ja mam siedemdziesiąt siedem lat i napisałam kilka książek, mam dwoje dzieci i sześcioro wnuków, i różne rzeczy robiłam, ale nie z tego jestem dumna,wszystko wydajemi się takie naturalne. Najbardziej jestem dumna z tego, że miałam szansę dodać cegiełkę do budowy ojczyzny mojego narodu, żeby nie był bezbronny więcej. Z tym umrę. Z tą dumą.

Rozmowa nagrana 17 maja 2008 r.

Emisja audycji 8 czerwca 2008 r.

 

1 Boker tow (hebr.) – dzień dobry (boker – poranek, tow – szczęśliwy).

2Marek Edelman (ur. 1922, zm. 2009 w Warszawie) – polski działacz polityczny i społeczny żydowskiego pochodzenia, lekarz kardiolog, jeden z przywódców powstania w getcie warszawskim, kawaler Orderu Orła Białego.

Symcha Ratajzer-Rotem, ps. Kazik (ur. 1924 w Warszawie; inna spotykana pisownia imienia i nazwiska Symche Rathajzer) – żydowski działacz ruchu oporu w czasie II wojny światowej, jeden z ostatnich żyjących uczestników powstania w getcie warszawskim, główny łącznik Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB) po aryjskiej stronie Warszawy. Należał do organizatorów akcji pomocy bojownikom getta. Od 15 kwietnia2008 roku jest Honorowym Obywatelem Miasta Warszawy. Uczestniczył w powstaniu warszawskim walcząc w oddziale AK na Starym Mieście. Uczestniczył w wyprowadzaniu oddziałów powstańczych kanałami na Żoliborz. Po wojnie organizator emigracji do Palestyny, gdzie sam dotarł w listopadzie 1946 r., osiedlając się w Jerozolimie.

Przeczytaj poprzedni wpis:
Nowa ustawa śmieciowa nie zlikwidowała dzikich wysypisk

Minął rok od wprowadzenia tak zwanej ustawy śmieciowej. Dla części mieszkańców zmiany przyniosły wyższe rachunki za wywóz nieczystości. Ale są samorządy, którym udało się zmniejszyć tę...

Zamknij
RadioOlsztynTV