Z życia człowieka od muzyki cz. 2
Było o naciskach, warto teraz zajrzeć prosto w serce pana od muzyki. Zwykle to człowiek z jakąś biografią muzyczną. Oddzielny tematem, są ci, którzy kiedyś grali (podobno są najgorsi). Na biografię składają się tysiące godzin słuchania muzyki, poszukiwań informacji, kompletowania dyskografii. W małym palcu mają potrzebne i zbyteczne dane o swoich idolach. Oddychają muzyką i swoje dziewczyny mogą opisywać płytami ukochanych zespołów.
Praca w radiu niszczy to wszystko dokumentnie. Mamy tu dwie możliwości:
– „Muzyczny” gra to czego słucha w domu. Znałem takiego człowieka. Pracował w jednej z olsztyńskiej rozgłośni grającej złote przeboje. Od dziecka zbierał kasety z wykonawcami lat 80. Świetnie się złożyło, nieprawdaż? Bardzo go podziwiałem, dziś już nie pracuje w radiu.
– „Muzyczny” ma w głowie Rów Mariański. Rozjeżdża mu się własne doświadczenie z oczekiwaniami stacji. W zależności od stopnia niedopasowania dramat przybiera stosowne oblicze.
Na początku jest
Zaprzeczenie – nie wierzę, że mam grać taką muzykę. Nie jesteśmy radiem dla idiotów!
Gniew – rzucam ta robotę, wstyd mi, że po latach i tylu możliwościach kończę grając Roxette.
Negocjacja – pójdę pogadać z szefem. Może podzielimy dzień na strefy? – rano będziemy grać przeboje a wieczorem porządną muzykę?
Depresja – wstydzę się z kolegami rozmawiać o muzyce. Stałem się własnym wrogiem.
Akceptacja – w sumie to należę do elity. Mało kto w tym kraju zastanawia się czy grać Stinga czy Tinę Turner i jeszcze mu za to płacą. Na zmywaku w Anglii są inne perspektywy.
Efektem ubocznym pracy nad playlistą jest absolutną niechęć do muzyki popularnej. Wszystko znasz na pamięć i nic już nie słyszysz. Po pracy słucham jazzu, metalu i techno. Wszystkiego, co inne i nie leci w radiu.
Kupka nowości:
Gerge Ezra – Budapest – tak, tak lubię gości bez powodu. To Coś pomiędzy nutami a brzegiem pucharu.
Klaxons – Klaxons There Is No Other Time – to jest chyba współczesne oblicze rocka. Bywa. Naprawdę nie wiem co o tym sądzić.
Red Hot Chilli Peppers – Under The Bridge (live) – kapitalne wykonanie weteranów z Kalifornii. Co za rozmach! Co za atmosfera!. Rock nie umarł, bo żyje.