Zimowa depresja
Ostatnio jestem w kiepskim nastroju, a wszystko to przez fatalną pogodę, zimę, która jesień przypomina. Jestem przeziębiony od dwóch tygodni, bliska mi osoba planuje wyjazd na drugi koniec świata, co mnie przeraża, gubię się w aktualnej sytuacji politycznej w kraju i na świecie, i przez ten kryzys, którego podobno już nie ma, a jeśli go nie ma, to co to jest w tej chwili? Tęsknię do lata, pięknej słonecznej pogody, uśmiechniętych ludzi i ciepłego morza.
Czy jest na to lekarstwo? Tak oczywiście: dobry film, nowa płyta, kapitalna książka i ucieczka na południe. Jest jeszcze parę rzeczy, które pomagają, ale boję się o tym pisać, taki jestem wstydliwy. Ma być o filmach, więc będzie. Filmy, które pomagają wydobyć się z depresji, czarnej dziury, to oczywiście komedie, które ostatnio są jakby mniej śmieszne. Dosyć długo broniłem się przed „Kac Vegas III”, ale ostatnio poddałem się i kolejny raz spotkałem się z „Watahą”, oj słabieńkie było to wydarzenie. Zaśmiałem się może trzy razy i obiecałem sobie – nigdy więcej. Nigdy więcej nie dam się nabrać na te durne opowieści, częściowo z rynsztoka.
Co się stało z prawdziwą komedią, gdzie się podziała?
W Polsce wiemy, że umarła śmiercią naturalną, bo jak mogą bawić np. „Podejrzani zakochani” z Bartkiem Kasprzykowskim i Sonią Bochosiewicz? To film bez lekkości, dowcipu i pomysłu. Bo czy może rozbawić nas „Wyjazd integracyjny” albo „Pokaż kotku co masz w środku” lub „Wakacje last minute”?
To są produkcje filmopodobne, udające filmy. Gdzie im do „Misia”, „Seksmisji”, „Kilera”, „Rejsu” czy „Wniebowziętych”. Ogłaszam upadek nie tylko Cesarstwa Rzymskiego, ale głównie upadek Polskiej Komedii.
A co się dzieje z komedią wiodącą, czyli amerykańską?
Otóż dzieje się źle, dominują filmy w stylu „American Pie”, „Harold i Kumar”, „Straszny film” lub absolutnie nieśmieszne z Adamem Sandlerem, Benem Stillerem, tragicznym Eddiem Murphym, irytującym Jimem Carreyem. Oni wszyscy nie wiedzą, że są słabi, że raczej drażnią a nie bawią, że już nikogo poza rodziną (z grzeczności) nie są w stanie rozśmieszyć. Co więc oglądać w przypadku złego humoru, chandry jesienno-zimowej, ogólnego zniesmaczenia otaczająca nas rzeczywistością?
Dobre filmy, najczęściej już sto razy obejrzane, czyli stare kino we współczesnym rozumieniu. Proponuję „Szklaną pułapkę”, „Zabójczą broń”, „Monty Pytona”, „Bezsenność w Seatlle”, „Radio Łódź”, „Wakacje Jasia Fasoli”, „Kilera”, „Testosteron”, coś czeskiego np. „Młode wino”, „Do Czech razy sztuka” albo „Obsługiwałem angielskiego króla”.
Można sięgnąć głębiej i przypomnieć sobie klasykę komedii: Chaplina, Flipa i Flapa (zawsze mnie śmieszą i nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje), Braci Marx, albo nawet Bustera Keatona. To były komedie, śmieszne i zabawne do bólu. Chyba przechodzi mi zimowa depresja, a zawdzięczam to głównie Flipowi i Flapowi.
Jacek Hopfer