W mrocznym mrocznym domu – recenzja Magdaleny Śleszyńskiej
Pierwszy raz miałam problem kilka miesięcy temu, przy Czerwonych Nosach, reklamowanych przez teatr jako komedia w stylu Monty Pythona. A prawdy w tym było tyle, ile w reklamie proszku do prania, mającego spierać wszystkie plamy w temperaturach nawet ujemnych.
Tym razem, niczego jak widać nie nauczona, zasiadłam na widowni oczekując – zgodnie z tym, co przeczytałam – thrillera psychologicznego. I znowu spotkała mnie niespodzianka, tym razem znacznie mniej rozczarowująca, bo od thrillerów wolę dramaty psychologiczne, a tym właśnie jest najnowsza propozycja olsztyńskiego teatru.
Uprasza się więc o nie nadużywanie słów, zwłaszcza jeśli nie zna się zbyt dobrze ich znaczenia.
„W mrocznym, mrocznym domu” nie jest thrillerem. Nie przeraża w tej opowieści nic, co może się wydarzyć. To, co najstraszniejsze zdarzyło się bowiem wiele lat temu. Teraz przyszła pora, żeby jakoś się z tymi koszmarami rozliczyć.
Na scenie spotykają się dwaj bracia – tak różni od siebie, jak różnić może się tylko rodzeństwo. Wspólne dzieciństwo każdego z nich ukształtowało inaczej, każdy na swój sposób poradził sobie z tym, co ich spotkało. Ale właśnie – czy na pewno sobie poradził? Nic nie jest takie, jak nam się zdaje. Starszy brat nie jest tak silny, jak usiłuje pokazać. Młodszy, mimo pozornej słabości, umiejętnie pociąga za sznurki.
„W mrocznym mrocznym domu” to nie jest prosta, przyjemna w odbiorze historia. Sam temat – przemoc i pedofilia – wymaga ostrożności, wyważenia tak, by nie popaść w tanią publicystykę albo jeszcze tańszą sensację. Pod tym względem sztuka została skonstruowana po mistrzowsku, niewiele jest powiedziane wprost, więcej można się domyślić lub przeczuć. A to, co przeczuwamy, przeraża bardziej niż najdosadniejsze opowieści.
Starszy brat, Terry, to bardzo dobra, chyba nawet najlepsza ze wszystkich jakie widziałam, rola Grzegorza Gromka. Porażająca jest przemiana, jaką przechodzi jego bohater. Aktor do tej pory raczej charakterystyczny, pokazuje nam, że dojrzał i że potrafi grać piano, a nie tylko na najmocniejszych tonach. Partnerująca mu w jednej scenie wdzięczna Małgorzata Rydzyńska nie miała szans wybić się na pierwszy plan.
Wojciech Rydzio jako Dew, fenomenalny na początku, nieco dziecinny, niemal roztańczony, budzący uśmiech i współczucie, w ostatniej scenie przeraża chłodem i wyrachowaniem.
Podczas drugiego spektaklu aktor złamał kość śródstopia, więc siłą rzeczy postać Dew musiała się nieco zmienić. Mam nadzieję, że na korzyść – takie utrudnienia bywają ułatwieniem, dodając nowych odcieni.
Wszyscy troje są absolwentami naszego Studium Aktorskiego – to warte podkreślenia, bo jest się czym chwalić.
Neil LaBute – W MROCZNYM MROCZNYM DOMU
Przekład: Grażyna Kania
Reżyseria i opracowanie muzyczne: Natalia Sołtysik
Scenografia: Aniko Kiss
Projekcje: Marta Chyła
obsada:
Grzegorz Gromek – Terry
Wojciech Rydzio – Drew
Małgorzata Rydzyńska – Jennifer
Premiera 14 lutego 2015r