Świąteczny maraton filmowy
Zazwyczaj w okresie świątecznym wszystkiego mamy za dużo i wolnego czasu, i pokarmów. Mimo wyjątkowo skromnych i niemal samotnych świąt, napoje chłodzące też się znalazły. Dostosowałem się do sugestii dotyczących samoograniczania i daleko idącej ostrożności w kontaktach międzyludzkich, więc święta spędziliśmy z żoną tylko we dwoje.
Postanowiliśmy zrobić najprostszą rzecz na świecie, włączyliśmy telewizor i tylko zmienialiśmy platformy streamingowe. Trochę filmów obejrzeliśmy, dwa słowa o nich. Co mi się podobało ? Rumuński serial komediowo – kryminalny „Trefny szmal” o dzisiejszej Rumunii o zadziwiającym napadzie na konwój z pieniędzmi i o dziwacznych konsekwencjach tego czynu. Rumuni są świetni w tego typu sytuacjach. Chyba historia ich do tego zmusiła.
Lubię opowieści wojenne a zwłaszcza bitwy morskie, aktualnie dostępne jest wielkie widowisko filmowe zatytułowane „Midway”. Dobre solidne kino wojenne w starym stylu z typowym amerykańskim patosem i nieco „drewnianym” aktorstwem. Aktorzy grają prawdziwych wojennych bohaterów. Nie jest to widowisko w stylu zabijamy wszystkich Japończyków i Niemców nie tracąc przy tym ani jednego żołnierza. Ofiary były po obu stronach. To dobre, solidne, patriotyczne kino.
Czekaliśmy na nowy, świąteczny film i jest. Natychmiast trafił do kanonu świątecznego tuż obok „Kevina”. Myślę o fajnym, nieco bajkowy angielskim filmie „Last Christmas”. Tak, tak chodzi o… Wham i ich niezapomnianą piosenkę. Historia jest banalna, ale ma sporo istotnych elementów. Po pierwsze George Michael był świetnym autorem przebojów pop-rockowych, po drugie piękny świąteczny Londyn, po trzecie wątki polityczne: brexit w tle, bohaterka pochodzi z Chorwacji. To ważne zwłaszcza po tragicznym trzęsieniu ziemi w okolicach Zagrzebia i, co najważniejsze, prawie wszystko dobrze się kończy. Starszym i młodszym widzom polecam obejrzenie świetnej Emmy Thompson.
Kolejny tytuł to „Niebo północy”. Niestety koszmarnie się wynudziłem. Mogło być dobrze a było po prostu nudno, żona w czasie filmu najzwyczajniej przysnęła.
Na koniec polski przebój tych świąt – „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją”. Było już coś podobnego wiosną u zarania epidemii, myślę o „W lesie dziś nie zaśnie nikt”. Obydwa filmy łączą gwałtowne śmierci młodocianych bohaterów i piękna Julia Wieniawa. Film ma niezłe tempo, ale jest koszmarnie głupi. Mam nadzieję, że nikt tak się nie bawi i nie mówi w taki sposób jak bohaterowie obrazu. Ale co ja wiem, stary już jestem.
Zdrowia w Nowym Roku
Kinoman
Autor: Jacek Hopfer