Sądowy spór o sprzedaż broni
Nie ma wyroku w sprawie mieszkańca Olsztyna, który na jednym z portali aukcyjnych sprzedawał odziedziczone po ojcu części broni.
Mężczyzna, co potwierdzają opnie komend wojewódzkich policji w kraju, a także oryginalne opakowanie broni nie złamał prawa. A chodzi o pistolety Beretta i Łucznik, których siła wystrzału nie przekracza wskazanej w ustawie o amunicji i broni palnej mocy.
Marek K. został już jednak raz skazany za ich posiadanie. Usłyszał wyrok tysiąca złotych grzywny i przepadek pistoletów. Odwołał się i przedstawił dokumenty, które potwierdzają jego niewinność. Oskarżyciel – Komenda Miejska Policji w Olsztynie jednak nadal stała przy swoim. Zdaniem Jerzego Cieśli, prawnika Ruchu Obywatelskiego Miłośników Broni doszło do poważnego błędu, bo siła wystrzały z pistoletów, o które toczy się spór nie przekracza 3,5 dżula, a o broni pneumatycznej można mówić dopiero powyżej 17 dżuli.
Kluczowa dla sprawy była opinia biegłego, który znacznie zawyżył moc broni, o którą toczy się spór. W opinii Romana Świrskiego wskazane pistolety powinny być rejestrowane jako broń ostra. Podczas składania wyjaśnień powiedział, że producenci, którzy chcą sprzedać jak najwięcej asortymentu, stosują chwyty reklamowe i celowo zaniżają moc broni.
Tymczasem kilka dni przed rozprawą Komendant Miejski Policji wysłał do oskarżonego pismo, w którym przeprasza, za odebranie mu broni, na którą nie wymagane jest zezwolenie, za to, że procedury nie odbyły się w sposób poprawny i w związku tym doszło do rozprawy sądowej. Potwierdził to też reprezentujący oskarżyciela Szymon Dzięciołowski. Powiedział, że proces nie ma sensu i wnioskował o jego przerwanie.
Marek K. natomiast pewny swojej niewinności nie zamierza przestać sprzedawać części broni w Internecie. Jak mówi teraz będzie to robił z jeszcze większą świadomością.
W sprawie ma być powołany nowy biegły, który raz jeszcze zbada zabezpieczona broń. (grab/as)