Psycholog alarmuje: Dzieci rozwiedzionych rodziców stają się ofiarami pandemii [WYWIAD]
Matki ograniczają kontakt ojca z dzieckiem, ojcowie nasyłają na byłe partnerki policję z byle powodu. Tak rozwiedzeni Polacy walczą ze sobą o dzieci. Teraz, w trakcie ogólnospołecznej izolacji, ta mamy do czynienia z nową odsłoną tych batalii, bo pandemia często wykorzystywana jest przez byłych partnerów jako pretekst do utrudniania sobie życia.
„Po trupach do celu. Niestety trupami są dzieci”, mówi Marzena Lebowska, psycholog i terapeutka. W rozmowie z PAP Life mówi, jak wojna rodziców wpływa na psychikę najmłodszych.
PAP Life: Kwarantanna i pandemia dostarczyła rozwiedzionym rodzicom wielu dodatkowych problemów. Niektórzy używają jej bowiem jako narzędzia w walce o dziecko. Ale zacznijmy od tych sytuacji, w których maluch naprawdę nie powinien mieć kontaktu z drugim rodzicem. Jak mu to wytłumaczyć?
Marzena Lebowska: Załóżmy, że ograniczenie kontaktu jest zasadne, bo tata jest na przykład lekarzem czy ratownikiem medycznym. Ta sytuacja jest łatwiejsza do rozegrania, ale pod warunkiem, że rodzice mądrze rozmawiają z dzieckiem, mają wszystko poukładane. Żyjemy w dziwacznych czasach i wszyscy rodzice musieli wytłumaczyć swoim dzieciom, dlaczego nie mogą wyjść na dwór, spotkać się z babcią. Idąc tym samym tropem, trzeba dziecku wytłumaczyć, że nie może się z rodzicem spotykać, żeby ochronić jego i siebie. Dzieci to zrozumieją. Będą tęsknić, bo to jest naturalne, ale zrozumieją. Można jednak to zorganizować, spotkać się online. Rodzic, który nie może widywać się z dzieckiem, może nawet bawić się z nim przez internet, czytać mu bajki i tak dalej. Wszystko jest prostsze, kiedy rodzice potrafią się dogadać, rozumieją sytuację i mogą ustalić, że tak będzie najlepiej dla ich dziecka i razem wymyśleć na to sposób.
PAP Life: Sprawa się komplikuje, gdy jeden z rodziców próbuje tę sytuację wykorzystywać w swojej strategii.
M.L.: Rozmawiałam ostatnio z sędzią, która zajmuje się sprawami rodzinnymi. Rozwody były i będą, bywają sprawy trudne, to oczywiste. Jednak ostatnio, jeszcze przed pandemią, bardzo wzrosła liczba rodziców, którzy grają sprawami dzieci i sposobem sprawowania opieki, używając go jako narzędzia do walki między sobą. Dorośli walczą, używając do tego dziecka, które niby kochają.
PAP Life: Schemat, w którym matka używa dziecka jako karty przetargowej i odcina je od ojca, stał się już smutnym standardem. A czy ojcowie też posuwają się do podobnych manipulacji?
M.L.: Tak, często równie wyrafinowanych. Na przykład podczas ustalania kontaktów w sądzie. Jeśli taki ojciec chce dopiec byłej żonie, to nie zgadza się na konkretną godzinę odbierania dziecka, np. ze świetlicy albo na to, żeby robili to jej rodzice. Pracuję m.in. w szkole i mam okazję to wszystko obserwować. Niektóre przypadki są straszne, bo to się dzieje teoretycznie w imię miłości do dzieci. Bywają sytuacje, po obywdu stronach, gdy rodzice sprawują opiekę naprzemienną, a dzieci mają osobne zeszyty i przybory w obu domach. Nie mogą ich przenosić z jednego do drugiego domu, jakby były skażone.
PAP Life: Znam przypadek, w którym ojciec kupuje dziecku zabawki, ale nie pozwala zabrać ich do domu matki, z którą ono mieszka.
M.L.: Są jeszcze bardziej ekstremalne sytuacje. Na przykład ojciec bezpodstawnie wzywa policję, bo matka nie chce mu wydać chorego dziecka. Albo tata stoi w korku i dlatego spóźnia się z odwiezieniem malucha, a mama już dzwoni na policję, bo on przetrzymuje dziecko. Jedni drugim zakładają sprawy o stosowanie przemocy psychicznej. Miałam też sytuację zupełnie mrożącą krew w żyłach: ojciec bardzo starał się udowodnić, że matka źle sprawuje opiekę nad dzieckiem, więc wzywał co chwilę policję. Powiedziałam mu, że ta ich wzajemna walka w końcu doprowadzi do tego, że sąd rodzinny uzna ich działania za szkodliwe i zabierze to dziecko do domu dziecka. A on na to w nerwach: „No i dobrze, jeśli ma mu tam być lepiej, to niech idzie”. Potem się z tego wycofał, ale to jednak jest przykład, do jakich skrajności doprowadza wojna i działanie po trupach do celu. Niestety tymi trupami są dzieci.
PAP Life: Niektórym może się wydawać, że taka walka nie wpłynie na dziecko, ale to chyba błąd? Kiedy dziecko zaczyna rozumieć, że bierze udział w dziwnej i krzywdzącej grze?
M.L.: Nawet jeśli ono nie rozumie słów i sytuacji, to wyczuwa, że dzieje się coś złego. Nawet niemowlaki reagują na zdenerwowanie matki. Rzeczywiście mówi się, że im młodsze jest dziecko, tym łatwiej znosi rozwód rodziców i szybciej przyzwyczai się do nowej sytuacji. Mamy w literaturze fachowej dowody na to, że rozwody są szczególnie trudne dla dzieci w wieku dojrzewania. To z tego powodu, że nakładają się na to różne inne trudne doświadczenia nastolatka. Bywa i tak, że rozstanie rodziców jest bardzo trudne dla dorosłych dzieci. Jestem zdania, że rozwód jest często konieczny. Mówi się, że dla dobra dziecka małżeństwo powinno zostać razem, ale to błąd, bo ono funkcjonuje wtedy w niedobrym układzie i ponosi koszty. Zmierzam do tego, że dziecko i tak będzie cierpieć i tęsknić. Z mojego doświadczenia zawodowego wiem, że nawet dzieci w domu dziecka tęsknią za rodzicami, którzy bardzo źle sprawowali swoją władzę. One mają rozdarte serca z tęsknoty za tą mamą, przy której były głodne i bite, ale tak po prostu jest.
PAP Life: Będą więc tęsknić nawet za złym ojcem albo takim, na którym matka w ich obecności wiesza psy. Bo to uderza w nie same.
M.L.: Bardzo. Dziecko szuka swojej tożsamości i wie, że ono jest i od taty, i od mamy. Jeśli któreś z nich mówi „twoja matka jest głupia” albo „twój ojciec jest draniem”, to dziecko myśli, że jakaś część jego również jest zła czy głupia. To ogromnie szkodliwe, bo dziecko nie potrafi sobie poradzić z takim bagażem. Zdarzają się też sytuacje, w których matki – bo to najczęściej one sprawują opiekę – przeprogramowują dzieci. I te dzieci mówią potem wprost do ojca „nienawidzę cię” i naprawdę to czują. Tylko że takie zaprogramowanie bardzo źle wpływa na ich rozwój. To dziecko będzie miało potem ogromne kłopoty ze zdrowym funkcjonowaniem emocjonalnym.
PAP Life: A co się dzieje z takim dzieckiem?
M.L.: Po pierwsze trudna jest dla niego świadomość: „począł mnie zły człowiek”. Chłopiec słyszący, że ojciec jest, tu epitet, albo, że wszyscy faceci to świnie, będzie myślał: „ale ja też jestem facetem, to jaki mam być?”. Często mechanizm jest taki, że dziecko próbuje być przeciwieństwiem rodzica. Jeśli ojciec był agresywny, to syn będzie wówczas uległy. To niedobre dla budowania dorosłego człowieka. Wojciech Eichelberger, który badał relacje dorosłych ojców z synami, mówi, że najgorszą sytuacją jest nieobecny ojciec. On zniknął, jego nie ma, więc ten syn w ogóle nie wie, jaki ma być. Coś buduje, ale nie wie, co. Mądra matka da takiemu dziecku przynajmniej jakieś podstawy. Na przykład, jeśli odeszła, bo jej mąż pił, to powie potem dziecku: „To, że pił, było złe, ale fajnie się z tobą bawił”. Wskazuje pozytywy, mówi: „Robisz to i to dobrze, tak samo jak twój tata”. Nie chodzi o to, żeby zakłamywać, tylko wskazać dziecku jasne strony, bo każdy człowiek je ma.
PAP Life: A co powiedzieć dziecku, z którym ojciec nie chce się widywać?
M.L.: Na pewno nie kłamać, bo to krótkowzroczne. Choć jest grupa kobiet, która będzie usprawiedliwiać partnera, nawet byłego, do samego końca. Nie można mówić, że tatuś jest super, jeśli ewidentnie nie jest, bo to dziecko już w ogóle nie będzie wiedziało, co się dzieje. Jeśli taki ojciec pije, to można powiedzieć, że tata jest po prostu chory i nie miniemy się z prawdą. A alkoholizm to choroba objawiająca się m.in. problemami z okazywaniem emocji. To jednak można powiedzieć dziecku już starszemu. Najważniejsze, żeby wytłumaczyć, że to nie jest jego wina. Dzieci się obwiniają, myślą: „tata do mnie nie przychodzi, bo nie jestem wart kochania”. Trzeba budować w dziecku poczucie wartości, mówić, że jest wspaniałe, że to ten drugi rodzic ma jakiś kłopot i nie radzi sobie z sytuacją. Tu też możemy wskazywać na pozytywy, mówić: „Tata był szczęśliwy, kiedy się urodziłeś, lubił ci śpiewać piosenki”. Chodzi o to, żeby dziecko mogło w tym zobaczyć kawałek siebie, bo dzieci się przecież w nas przeglądają. To też trudne dla rodzica, który wychowuje dziecko na co dzień, bo ono by oddało cały dzień np. z mamą, żeby pobyć pięć minut z tym tatą, którego nie ma. Ale nie zarzucajmy sobie zbyt wiele, nie musimy być idealni. Nie można dziecka przeprowadzić przez rozpad rodziny bez kosztów i nie ma co się na to napinać, bo to się nie uda. Bywa, że dzieci same mówią: „Mamo, zostaw go, bo on cię bije”. Nawet w takiej sytuacji największym marzeniem dziecka będzie cud – żeby rodzice nagle stali się inni, dobrzy i wrócili do siebie. Dla dziecka taki rozpad to zawsze będzie cierpienie, ale chodzi o to, żeby widzieć je, być przy tym cierpieniu, mówić, że je rozumiemy i nie robić też z dziecka partnera i powiernika, bo to będzie dla niego za dużo.
PAP Life: Wróćmy jeszcze do obecnej kwarantanny i tego, że bywa wykorzystywana – najczęściej przez matki – do odcinania dzieci od ojców. Jak wytłumaczyć takim kobietom, że to nie jest dobre dla dziecka?
M.L.: To trudne, bo kobiety często w swoim rozżaleniu nie są w stanie tego zobaczyć. Dużo zależy od tego, na ile dojrzała jest ta matka. I nie chodzi tu o wiek, a o inteligencję emocjonalną. Na ile ona potrafi oddzielić swój żal, strach i złość na partnera, od swojego dziecka. Bardziej świadome kobiety zaczynają widzieć, że przesadzają i zaczynają słuchać, czasem idą do psychologa. I tu następuje praca nad oddzieleniem tego, co wynika z troski o dziecko od tego, co wynika z uczuć w stosunku do konkretnego mężczyzny. Psycholog mówi, że ona ma prawo być zła, ale to jej uczucia. Dziecko natomiast tęskni za tatą i ma prawo z nim być. Często dobrym argumentem dla mam jest to, że dziecko potrzebuje tej drugiej relacji do prawidłowego rozwoju. Zarówno chłopcy, jaki i dziewczynki potrzebują wzorca mężczyzny, żeby prawidłowo się rozwijać.
Rozmawiała Karolina Głogowska (PAP Life)
Redakcja: A. Chmielewska