Strona główna Radio Olsztyn
Posłuchaj
Pogoda
Olsztyn
DZIŚ: 1 °C pogoda dziś
JUTRO: 1 °C pogoda jutro
Logowanie
 

Poeci i wino

fot. Sławomir Ostrowski

„Idioci piją wodę, dorożkarze piwo, dozorcy wódkę, a mędrcy i poeci – wino” – pisał kiedyś Kornel Makuszyński. Na zakończenie wakacji pomówmy zatem o pisarzach i winie, choć to pewnie temat lżejszy tylko pozornie. Wino przez wieki towarzyszyło powstawaniu literatury i dlatego, wraz z innymi trunkami, stanowi istotny element kultury literackiej – chociaż pewnie za takie stwierdzenie obraziliby się na mnie niektórzy poważni badacze.

W starożytności nikt się nie gorszył eksponowaniem roli wina w artystycznych procesach twórczych. Przepiękne, słoneczne wiersze Wergiliusza, Owidiusza, Horacego wręcz spowite są winnym aromatem i cieniem winnej latorośli. Cała kultura tamtego czasu narastała wokół wina, a obrzędy na cześć winnego boga – Bachusa doprowadziły do ukształtowania się najszlachetniejszego gatunku literackiego – tragedii. Tyle że historycy twierdzą, iż wino w starożytności było o wiele gorsze niż w epokach późniejszych. Produkowano je w masowych ilościach i w pośpiechu, bo było podstawowym napojem tamtego świata, dojrzewało w amforach z gliny, a nie drewnianych beczkach, przechowywano w kamiennych cysternach.

Właściwości kultowych dla środowisk sztuki wino nabrało dopiero w okresie renesansu. To wtedy zaczyna być symbolem lekkości, animuszu, radosnego nastroju. Bardzo wiele miejsca poświęca mu w swoich fraszkach i biesiadnych pieśniach Kochanowski, będący niewątpliwie jego wielkim admiratorem, smakoszem i znawcą. Mało który z analizujących np. słynną fraszkę „Na lipę” zwraca uwagę, że obok „lutni” – symbolu poezji, ważne miejsce zajmuje w niej „dzban w zimnej wodzie”. Nie mówię już o libacyjnych perypetiach, doktorze Hiszpanie, fraszce „Za pijanicami” itd. Gusty winnych smakoszy, zapewne też i pana Jana z Czarnolasu, były jednak zupełnie inne niż dziś. Na co dzień pijano wytwarzane domowym sposobem miody, od święta wina zagraniczne. Im były one cięższe i słodsze, tym lepsze. Za najznakomitsze uważano wina węgierskie, z tokajem na czele. Cała węgierska produkcja wina opierała się wtedy na eksporcie do Polski. Wina włoskie, francuskie, hiszpańskie uważano za poślednie. Na zamku Radziwiłłów w Nieświeżu w czasie dworskich uroczystości beczki wina z Bordeaux wytaczano dla czeladzi.

Wielbicielem wina był także autor, którego często wspominam, książę poetów, biskup Ignacy Krasicki. Gusty się zmieniły i ponieważ wiek XVIII-ty to fascynacja kulturą francuską, a więc i na dworze w Lidzbarku pijano tylko francuskie trunki. Osobisty sekretarz ksiądz Fox wspomina, że autor „Monachomachii” rozsmakowywał się w gatunkach Chambertin i Montrachet, uważając je – zapewne słusznie – za lecznicze środki zapobiegające „oziębianiu żołądka”. Rozkazywał podawać do obiadu przemiennie, każde co drugi dzień. Po obiedzie, pełen winnego nastroju, w zacisznym gabinecie zasiadał do pisania swoich błyskotliwych utworów.

Niestety, z końcem oświecenia przyszedł również kres literackiej epoki wina. Mickiewicz tylko w młodości, w „Pieśni filaretów” wspomina o „słodkich chwilach” przy „czarze złotej”. Potem Wieszcz degraduje wino do roli co najwyżej środka do spełniania toastów, jak w „Panu Tadeuszu” albo zwyczajnego napoju do posiłku, o czym wspomina w listach. Wynika z tych listów, że najbardziej cenił sobie białe wina reńskie, a np. podany na stół francuski medoc uważał za dopust boży. Romantykowi chyba też nie bardzo wypadało spożywanie alkoholu, moc twórczą i płomień poezji powinien znajdować w swojej natchnionej duszy, a nie w kielichu.

Zupełnie innego zdania byli dekadenci Młodej Polski. Antoni Lange pisał wprost :

Idź ty, nędzarzu, nad żywe Paktole,

Gdzie absynt w strugi wytryska płomienne.

Absynt – zielony, bardzo gorzki i mocny piołunowy likier zrobił wtedy niebywałą karierę, niewątpliwie godną poetyckiej refleksji. Stał się emblematem artysty takim samym jak peleryna, biały szal i laska z mosiężną gałką. Jednak król polskich „poetów wyklętych”, Stanisław Przybyszewski, wolał inny trunek – tzw. thoddy, rum z dodatkiem wrzątku, pijany przez norweskich marynarzy. Zadziwiające są drogi artystycznych upodobań.

Nie będę mówił o tej stronie literatury współczesnej. Musiałbym opowiedzieć na przykład całą historię dawnej kawiarni olsztyńskiego DŚT i kilku innych podobnych miejsc w kraju. Zresztą, miało być lekko i przyjemnie – a w naszej dzisiejszej literaturze przecież trudno szukać takich klimatów.

Włodzimierz Kowalewski

Przeczytaj poprzedni wpis:
Słodka Francja

Słodka Francja jest dla mnie symbolem, właśnie słodkiego życia, luksusu, niemal wyrafinowanego stylu bycia i do tego prawie raju na ziemi. Francuzi mają wszelkie powody, by...

Zamknij
RadioOlsztynTV