Placuszki z dzikim bzem
Moja fascynacja ziołami i dziko rosnącymi roślinami zaprowadziła mnie do blogerki kulinarnej Kamili Michalskiej z Bukwałdu. Kamila jako Pani Tyglowa warzy przecudowne potrawy w Tyglu Warmińskim. Inspiracje czerpie z otaczającej jej dom przyrody i dóbr naturalnych. A jest tego mnóstwo – ogródek, łąki, sąsiedzi – rolnicy, sadownicy, hodowcy i targowiska. Spod jej szykownych paluszków wychodzą takie potrawy, że czasem człowiek dostaje nie tylko ślinotoku ale i oczopląsu. Pasją Pani Tyglowej jest kuchnia warmińska. Dlatego skrzętnie kolekcjonuje i odtwarza stare, zapomniane przepisy.
Dziś danie, które Pani Tyglowej, gdy była jeszcze Tyglątkiem, podawała jej Babcia – placuszki z dzikim bzem.
Dziki bez rośnie sobie najczęściej dziko :D. Zbieramy kwiatostany i przynosimy do domu. Czekamy parę chwil, by pouciekały wszystkie robaczki. Nie myjemy kwiatostanów, bo zmylibyśmy cenny pyłek.
Robimy ciasto naleśnikowe: półtorej szklanki mleka, półtorej szklanki mąki, jedno jajko, 2 łyżki cukru i płaska łyżeczka proszku do pieczenia – miksujemy. Wlewamy olej na patelnię, tak by zakrył całe dno na wysokość ok. 2 mm. Kwiatostany czarnego bzu maczamy (trzymając za ogonek) w cieście i kładziemy na patelnię. Gdy się zrumienią, trzeba przewrócić na drugą stronę. Po usmażeniu odsączyć papierowym ręcznikiem, położyć na talerz i posypać cukrem pudrem. A już rajem będzie zjeść je z musem truskawkowym swojej roboty.
PS Trzeba się spieszyć, bo dziki bez kwitnie tylko w czerwcu. 🙂
PS PS Dzikiego bzu nie jemy na surowo!!!
Fotorelacja:
Posłuchaj audycji: