Kong. Wyspa Czaszki
Do oglądania nowego filmu w którym pojawia się King Kong, nikt nie musiał mnie namawiać, kolejne spotkanie z przeogromną małpą, żyjącą gdzieś na zapomnianej wysepce na Pacyfiku to dla mnie prawdziwa frajda. Ta filmowa i literacka legenda towarzyszy nam niemal od zawsze, od czasów tanich, przygodowych książek i pierwszych filmów fabularnych.
Potrzeba niezwykłej przygody była zaspakajana także przez kolorowe komiksy i tandetne seriale telewizyjne. Ja jak już wielokrotnie wspominałem, planowałem zostać: odkrywcą, marynarzem, piratem, legionistą, Indianinem, Bondem, itd. Ale chęć poznawania i odkrywania świata zdecydowanie zawsze dominowała, więc zostałem kinomanem, który od czasu do czasu podróżuje, najczęściej na kanapie przed telewizorem. Jednak marzenie o podróży gdzieś na tajemnicze wyspy zawsze we mnie drzemie, więc filmy z King Kongiem są robione z myślą o mnie, taką mam nadzieję.
Proszę Państwa, ten najnowszy Kong mimo tego, że nagromadzono w nim stek bzdur, też mi się podobał. Chociaż podkreślam, że najbardziej lubię King Konga z 2005 roku w reżyserii specjalisty od potworów Petera Jacksona, jego film był remakiem produkcji z 1933 roku i jednym, wielkim hołdem złożonym złotym latom amerykańskiego kina awanturniczego. Peter Jackson nie tylko ma rękę do potworów, po prostu potrafi robić tego typu kino i kocha filmową przygodę. W nowej wersji mamy znakomitych aktorów: J.Goodmana, S.Jacksona, T.Hiddlestona, Brie Larson – przepiękna, ale odniosłem wrażenie, że grają trochę bez przekonania. Mamy mnóstwo efektów specjalnych, potworów bez liku ale nie robią wielkiego wrażenia. Tę nową wersję osadzono w niemal dzisiejszych czasach, bo w połowie lat 70 tych ubiegłego wieku, gdy Amerykanie uciekali z Azji, z Wietnamu, Kambodży czy Laosu. Film ma oczywiście odpowiedni nastrój grozy, tajemnicy ale nagromadzono w nim jak już wspominałem tyle głupot, że znosi je się z prawdziwym trudem.
Ale obejrzałem i czekam na kontynuację, proszę Państwa, ten film trzeba oglądać do samego końca, ostatnia scena tuż po napisach końcowych sporo wyjaśnia. A teraz chwila na literaturę, czytam teraz nowego Johna Grishama, jego nową powieść „Demaskator”, to modny obecnie w USA trend literacki, patrzymy władzy na ręce i czasem odnosimy sukcesy.
Kinoman
(J.Hopfer/K.Piasecka)