Kobieto, jaka jesteś?
To może być najważniejsza wypowiedź w moim życiu i chyba najtrudniejsza, bo jakże łatwo narazić się na mniej lub bardziej słuszny gniew potencjalnych czytelniczek. Wpadł mi, o zgrozo, do głowy następujący temat: kobieta w filmie, bohaterka i obiekt pożądania. I już czuję stalowe spojrzenie żony, ale cóż, raz kozie śmierć.
Kobieta na dużym ekranie powinna zawsze być piękna, uśmiechnięta, zadbana, ufryzowana, w dobrym humorze, gotowa na romans, przygodę i heroizm, a nawet poświęcenie własnego życia dla sprawy – czyli ukochanego. Tak, to jest klasyczne spojrzenie filmowe rodem z lat 50-tych ubiegłego wieku i to najczęściej amerykańskie spojrzenie.
U nas czyli w Europie, filmowa kobieta była nieco inna. Najlepszy przykład, to kobieta radziecka – oddana partii i ojczyźnie. Ale mamy też kobietkę kokietkę, pewną swojej urody, blasku i siły. Weźmy taką Bardotkę z Paryża albo Claudię Cardinale z Rzymu. A w kraju nad Wisłą filmowa kobieta jest często: zasępiona, zmęczona, rozdyskutowana, z papierosem w dłoni, a przy tym najczęściej stoi w kolejce. Taki wizerunek kobiety zostawiło po sobie kino wieku dwudziestego.
A jak jest teraz? Czy coś się zmieniło? I tak, i nie.
Nie ma kobiety radzieckiej, bo nie ma Związku Radzieckiego, natomiast francuska kokietka przetrwała, tylko inaczej się nazywa – Audrey Tatou, a jej włoską koleżanką jest Monica Belluci. Za wielką wodą są to zazwyczaj drapieżne panny z „Sexu w wielkim mieście” lub „Gotowych na wszystko”. Są też kobiety szaleńczo zakochane – na granicy opętania jak Glen Close w „Fatalnym zauroczeniu”. Jednak nie zapędzajmy się, Ameryka nie pozbyła się swoich słodkich ulubienic, po Meg Ryan pojawiły się Scarlett Johanson i Megan Fox.
A jak jest u nas, w naszym uroczym kraju? Różnie, piękne i „nieutalentowane”, młode aktorki grają piękne, niemądre, bogate damy. Natomiast utalentowane, nieco starsze koleżanki, grają ogony i role charakterystyczne w serialach, a prawdziwe ekranowe divy gotują obiady kolejnym mężom ( to też jest ważna rola), spowiadają się kolorowym pismom lub udzielają się w reklamach, co sztuką nie jest, ale być może chodzi tylko o kasę.