Domek z kart
Domek z kart, to coś zdecydowanie nietrwałego, lekkiego, kruchego, może też to być bestsellerowa powieść albo bardzo popularny serial telewizyjny.
Zapewne znacie Państwo ,,House of Cards”, to właśnie ,,Domek z kart”, taki tytuł nosi powieść Michaela Dobbsa.
W Anglii ukazała się pod koniec lat 80-tych, a w Polsce w połowie 90-tych ubiegłego wieku, natomiast serial zaistniał w Anglii na początku lat 90-tych, a u nas, tego nie jestem pewien, ale zupełnie niedawno jedna z kodowanych telewizji filmowych przypomniała wszystkie sezony (3) serialu.
Mogliśmy więc porównać angielski oryginał i amerykańską wersję.
W BBC Francisa Urquharta zagrał znany aktor szekspirowski Ian Richardson, a u Amerykanów, jak Państwo wiecie, Franka Underwooda grał niezwykle popularny aktor, też grywający Szekspira, Kevin Spacey. Ostatnio z grupą znajomych utworzyliśmy grupę inicjatywną, otóż chcemy zaproponować Kevinowi przyjęcie polskiego obywatelstwa i zasugerować mu – ze względu na jego niezwykłą popularność w Polsce – kandydowanie na jedno z najwyższych stanowisk w kraju, najlepiej jeszcze wiosną tego roku.
Gdyby to nie wypaliło, to najpóźniej w przyszłych wyborach samorządowych znajdziemy dla Kevina odpowiednie miejsce w Olsztynie lub w regionie.
Powieści i filmy o politycznych intrygach są zawsze fascynujące, myślę, że my Polacy uwielbiamy takie scenariusze, bowiem od lat żyjemy w trakcie niekończącej się kampanii wyborczej, napędzanej przez telewizje informacyjne.
Odnoszę wrażenie, że jesteśmy zawsze tuż po i tuż przed kolejną elekcją, nie ukrywam, że jestem tym potwornie zmęczony, bo nasze kapanie dostarczają takich emocji, jak lepsze i gorsze filmy sensacyjne.
Wracając do ,,House of Cards”, obu seriali, angielskiego i amerykańskiego, są to zdecydowanie różne produkcje filmowe, brytyjski jest staroświecki, zrealizowany w typowy sposób dla ówczesnych angielskich seriali telewizyjnych, nieco teatralny, z aktorami grającymi i w kinie i w teatrze. Serial oczywiście ograniczała jeszcze dosyć siermiężna technika telewizyjna, gdybym miał ocenić, powiedziałbym – realizacja na dobrą czwórkę.
Natomiast Amerykanie ze swoim ,,House of Cards” oczywiście zyskali na czasie, bo serial jest nowy, młodszy o kilkanaście lat, nowocześniejszy, postęp techniczny jest nieubłagany. Serial ma gwiazdorską obsadę: Kevin Spacey i Robin Wright, absolutna czołówka światowego aktorstwa.
No i jeszcze jedna sprawa, Amerykanie robią seriale z rozmachem, globalnie i totalnie, więc serial musiał/miał odnieść sukces na ekranach telewizorów i komputerów nie tylko w Stanach i w Polsce, ale w prawie każdym zakątku świata, co też się stało. Widzowie na całym (prawie) świecie z zapartym tchem śledzili losy i machinacje demonicznego Franka Underwooda, czyli śmiertelne zmagania amerykańskich polityków, to takie telewizyjne i takie realistyczne ,,Igrzyska Śmierci”, sądzę, że wiecie Państwo, iż wolę ,,Mouse” od „Igrzysk”. Czemu? Bo serial jest prawie prawdziwy, kolejny raz piszę, przypomnijmy sobie nasze kampanie wyborcze i spotkania polityków w studiu telewizyjnym, w dowolnej telewizji. Cieszę się, że trzeci sezon nadchodzi i mam chrapkę na kolejny, pewnie się doczekam. A za duży miesiąc, wraca ,,Gra o tron” w piątej odsłonie, ekstra.
Kinoman
(jhop/łw)