After Life
Ricky Gervais to angielski aktor, komediant, scenarzysta, reżyser, osobowość telewizyjna. Gervaisa znamy z popularnych angielskich seriali komediowych: „Biuro”, „Statyści” i absolutnie nowego, dostępnego od paru tygodni „After Life”.
Gervais próbował swoich sił na dużym ekranie ale moim zdaniem jego naturalnym środowiskiem jest telewizja, to jego żywioł, jego miejsce pracy i powinna to być brytyjska telewizja, akceptująca więcej niż inne telewizje. Tam można sobie pozwolić na nieco więcej niż np: gdzieś indziej. Lubię Ricky’ego, cenię za poczucie humoru, subtelną złośliwość i za stanowczość w wyśmiewaniu wszelakich naszych słabości. Lubię takie podejście do komedii, podoba mi się gdy autorzy decydują się na trudniejsze i mocniejsze żarty niż inni, nie obawiając się tego, że żart może obrócić się przeciwko nim.
Wracając do Gervaisa, „Biuro” było już dosyć dawno temu – zestarzało się, „Statyści” też są już leciwi i trochę mniej bawią niż kiedyś. Natomiast nowy mini serial „After Life” – „Nowe Życie” jest inny niż poprzednie. Jest wyjątkowo gorzki i chyba dosyć wnikliwy jak na telewizyjny program rozrywkowy. Otóż proszę Państwa w serialu chodzi o to, że bohater jest przedwcześnie owdowiałym, samotnym mężczyzną, który nie może pogodzić się z tym, że jego ukochana żona umarła. Po prostu odechciało mu się żyć i stał się wyjątkowo smutnym i nieprzyjemnym człowiekiem. Serial jest krótki, zaledwie sześć epizodów, tak jakby tydzień z życia brytyjskiego Adasia Miauczyńskiego. Oczywiście realia inne, czas też inny. W sitcomie mamy, urocze angielskie nadmorskie miasteczko, u Adasia, warszawskie blokowisko z polskimi kłopotami i naszymi przywarami. Ale złośliwości są podobne a problemy na całym świecie globalizują się.
Jednak chyba się mylę, bo obecnie Brytyjczycy mają największe w cywilizowanym świecie problemy i mówią o tym obydwie strony sporu dotyczącego brexitu. Codzienność w mniejszym lub większym stopniu wszędzie jest dotkliwa, wszystko zależy od tego jak się przed nią obronimy i jak się uzbroimy by przetrwać udrękę schematów. Podobał mi się serial „After Life” nie tylko dlatego, że jest to wyjątkowo dobra produkcja telewizyjna, ale po pierwsze jest to świetnie skonstruowana opowieść o tym jak sobie poradzić z życiem w sytuacji nie tylko wyjątkowej, bo podobne sytuacje wszystkich nas spotykają. To historia pięknej miłości, przyjaźni – sekwencje z psem są cudowne, prawdziwie wzruszające. I jeszcze jedna uwaga, wspaniale w programie zagrały współczesne angielskie piosenki. Znakomite utwory wieńczyły każdy epizod, odpowiednio rockowe i odpowiednio sentymentalne. Bo taki jest serial „After Life”, rockowy – buntowniczy i sentymentalny – o miłości. To wyjątkowy serial, warto zobaczyć.
Kinoman