Serialowy świat
Dałem się wciągnąć w serialowy świat, zorganizowany przez przez jedną z kilku platform streamingowych i jestem w kropce, bo po części cała ta dosyć dziwaczna organizacja filmowo – techniczna nawet mi się podoba.
Można sobie obejrzeć w ciągu jednego dnia cały sezon albo nawet dwa, mniej lub bardziej ulubionego serialu telewizyjnego. Można odświeżyć sobie stare seriale, wrócić do nich z przyjemnością. Można też, jeśli ma się ochotę i czas, obejrzeć wszystkie dostępne w Polsce sezony. Ale zapewniam Państwa, że jest to okropnie męczące. Można oczywiście dawkować sobie odcinek po odcinku (jak w klasycznej telewizji), ale kto wytrzymałby presję, skoro można natychmiast poznać ciąg dalszy i nie trzeba czekać do przyszłego tygodnia. Nawet telewizje kodowane trzymają się tego opracowanego przez lata kanonu. A tak można łyknąć wszystko za jednym razem, tylko frajda szybko się kończy.
Bo wyobraźmy sobie pasjonujący serial kryminalny z dobrymi aktorami z dobrym tempem i całkiem niezłą opowieścią. Mamy taki serial i oglądamy go w ciągu dwóch dni i po zabawie. Gdzie frajda, dawkowanie przyjemności, czerpanie z fontanny radości, bo przecież najfajniejsze jest czekanie na Pierwsza Gwiazdkę, pierwszą randkę, pierwszy taniec, kolejny film z cyklu Gwiezdnych Wojen (czekamy na Hana Solo), czekanie na nową płytę Beatlesów (w tym przypadku to chyba przed nami Wieczność), jak i banalne czekanie na kolejny odcinek serialu o przygodach genialnego Sherlocka Holmesa (mam na myśli serial z Cumberbathem i Freemanem). Bo gdy Gwiazdka przyjdzie zbyt szybko, a urodziny wściekle za szybko (tak prawie zawsze bywa) w takim przypadku przyjemność jest wyjątkowo marna.
Więc jak to jest z tymi platformami streamingowymi? Dobrze czy źle? Jedni chwalą, drudzy kręcą nosem, trzeci mówią, że jak zobaczą i pooglądają to się wypowiedzą. Ja jak już wspomniałem polubiłem tę nową formę prezentacji: seriali, starej fabuły, dokumentów i wszelakich programów telewizyjnych. Ale – bo przecież musi być jakieś ale – jest tego za dużo i nie mam czasu ani ochoty na tak bogatą propozycję. Wszak jest życie poza filmem i telewizją.
Czasem czyta się książki, zwłaszcza z ulubionej Islandii i to ulubionego autora, czyli Arlandura Indridasona, twórcy swoistych kryminałów rozgrywających się współcześnie w Reykyaviku, stolicy Islandii. Indridason zazwyczaj pisze o inspektorze Erlendurze Sveissonie, ale czasem porzuca swojego ulubionego bohatera i pisze smutne historie o innych policjantach. Życie w Skandynawii, a zwłaszcza na Islandii jest pełne zagadek i niespodzianek, a tajemnic jest tam bez liku, jeszcze z czasów Wikingów. Więc skandynawscy pisarze dwoją się i troją by je opisać i rozwikłać. Czasem im to wychodzi, zwłaszcza na dalekiej północy.
Kinoman